Za udzielenie porady prawnej nie zapłacimy więcej niż 100 zł, a na przykład za prowadzenie sprawy rozwodowej – 1 tys. zł. Minister nie ukrywa, że cennik ma zmusić palestrę do obniżenia obecnie pobieranych opłat.
PiS zyskał wielu sympatyków, gdy zapowiadał walkę z korporacjami utrudniającymi młodym ludziom dostęp do zawodu. Im mniej adwokatów, tym ich usługi są droższe. Gdyby więc rząd poprawił ustawę o dostępie do zawodów prawniczych (poprzednia okazała się niezgodna z prawem) i rozszerzył dostęp do zawodu – zadziałałby w sposób rynkowy, bo większa konkurencja wymusiłaby obniżenie cen za porady. Teraz zaś z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nie tylko zdeterminowani klienci, potrzebujący pomocy prawnej, gotowi będą płacić pod stołem przy bardziej skomplikowanych sprawach więcej, niż przewiduje cennik (cóż za pole do popisu dla CBA) .
Własne prawo ominie też rząd, często korzystający z usług renomowanych kancelarii przy zawieraniu umów czy też przy prowadzeniu sporów międzynarodowych, np. z Eureko o PZU. – Nierynkowe cenniki spowodują, że trzeba będzie prawą ręką sięgać do lewego ucha, czyli zlecać usługi za pośrednictwem kancelarii zagranicznych – mówi prawnik z renomowanej kancelarii. Ich nie obowiązują polskie stawki.
Cennik ministra Ziobry skrytykowali młodzi prawnicy ze stowarzyszenia Fair Play, które domaga się otwarcia dostępu do zawodów prawniczych. Stowarzyszenie ma jednak nadzieję, że rynek otworzy się dzięki kolejnej zapowiedzianej ustawie – o zawodzie doradców prawnych, którzy będą mogli świadczyć podobne usługi co adwokaci.
Na razie pocieszają się, że ustawa wprowadzająca cenniki maksymalne zawiera też dobre zapisy – na przykład nakazuje, by honoraria płacić prawnikom nie do ręki, ale na konto, co utrudni im ukrywanie dochodów.