Jego znajomi mówią: Krauze chce wypłynąć na ropie w świat globalnego biznesu. Z krajowego wyrósł – jak ze starego ubrania. Czuje, jak ono uwiera. Tuż po kontrolowanym przez Prokom przecieku o zamierzonej eksploatacji złóż w Kazachstanie, nastąpił wyciek z prokuratury. Pojawiły się informacje, że przy komputeryzacji PKO BP, wykonywanej przez firmę zależną od Prokomu, doszło – być może – do korupcji. Jego konkurent – Computerland – gotów był to samo zamówienie wykonać o 4 mln zł taniej. Po kilku dniach sam PKO BP oświadczył, że to nieprawda i żadnej afery nie było. Sygnał z prokuratury należy więc raczej traktować jako ostrzeżenie. To już kolejne, jakie Krauze dostał od nowej władzy. Wcześniej kontrolami groził mu publicznie Mariusz Kamiński, obecny szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, mimo że wcześniej bracia Kaczyńscy wypowiadali się na temat Krauzego pozytywnie.
Na rynku informatycznym, na którym Krauze zbudował swoją biznesową potęgę, już nie zrobi wielkich interesów. Tutaj najbogatszym klientem ciągle jest państwo, czyli politycy. – A Kaczyńscy Krauzego się boją. Uważają, że zbyt wiele już wie o Polakach – twierdzi osoba związana z PiS. – I że w rękach jednego człowieka nie powinny znajdować się wszystkie największe bazy danych.
Zależny od biznesmena Prokom Software komputeryzował ZUS, PZU, ministerstwa i banki. Teraz wraca sprawa RUM (Rejestru Usług Medycznych). O jego wykonanie również zabiega firma Krauzego. Gdyby wygrała, biznesmen uzyskałby dostęp do kolejnej bazy danych. Podejrzliwym politykom PiS to się nie podoba.