Nie lekceważąc skutków gospodarczego tsunami, wywołanego trzęsieniem ziemi w USA, wydaje się, że mamy do czynienia jedynie z krachem pewnego szczególnego modelu gospodarczego, „kapitalizmu Las Vegas”. Otóż spora część największej gospodarki świata dała się wciągnąć w hazard, obietnice łatwych zysków na rynkach akcji, opcji, derywatów, fuzji, przejęć, finansowanych łatwymi pożyczkami, często pod zastaw przyszłych zysków. Amerykanie, mimo przywiązania do tradycji ojców-założycieli, mimo kultu pracy, odpowiedzialności i umiaru, mają też jakiś gen hazardu, awanturnictwa, skłonność do ulegania gorączce złota w jej kolejnych mutacjach. Tym razem gorączka trwała dłużej niż zwykle, więc i dreszcze są silniejsze.
Pytanie, jaki kawał światowej gospodarki został, za pośrednictwem amerykańskich firm, zainfekowany „wirusem Las Vegas”? Odpowiedź dopiero poznajemy. Ale ważniejsze jest dziś pytanie o reakcję organizmu: czy ta ciężka choroba wytworzy przeciwciała, zniechęci menedżerów do sięgania po finansowe dopalacze, akcjonariuszy firm do pazernego domagania się coraz większych zysków, inwestorom przypomni, czym różni się ziemia od powietrza, czyli realna gospodarka i prawdziwe przedsiębiorstwa od finansowych kreacji i kreatur.