W niewielkim audytorium centrum italianistycznego Uniwersytetu Columbia przez 13 godzin z krótkimi przerwami debatowało kilkudziesięciu czołowych ekonomistów z Ameryki i Europy. Zaspanych Amerykanów obudziło o świcie zdanie otwierającego konferencję noblisty Edmunda Phelpsa, który stwierdził, że „na standardowej ekonomii nie można już polegać. Okazała się bezużyteczna w analizowaniu dobrze działającej gospodarki, a co dopiero gospodarki działającej źle”. Za chwilę temperaturę podniosła francuska minister gospodarki, przemysłu i pracy Christine Lagarde, z niebywałą determinacją stwierdzając, że czas na myślenie i gadanie się skończył. Trzeba działać niezwłocznie i „lepiej coś robić mając 80 proc. racji, niż mylić się w stu procentach zwlekając z działaniem”. Bankierów, udręczonych fatalnymi wiadomościami z Wall Street, gdzie indeksy właśnie osiągnęły połowę wartości, jaką miały nieco ponad rok temu, dobił przy obiedzie Paul Volcker. Szef prezydenckiej Komisji Odbudowy Gospodarczej i były prezes FED wyznał, że nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek – łącznie z latami Wielkiego Kryzysu – sytuacja pogarszała się tak szybko w tak wielu miejscach świata”. A już przy kolacji George Soros oświadczył, że „obecny kryzys dowiódł, iż rynki z zasady się mylą i błędnie oceniają wartości”, więc ze swojej natury wymagają interwencji państwa.
Gdyby tej rozmowy wysłuchał ktoś, kto ogłuchł na trzy miesiące i wciąż brzmią mu w uszach zapewnienia poważnych autorytetów, że w tym roku jakoś się przemęczymy, a w przyszłym już będzie lepiej – przeżyłby szok.