Każda tkanina ma osnowę, czyli pas długich nici poprzetykanych nitką zwaną wątkiem. We wsiach na Białostocczyźnie do tkania używano dwóch osnów: dolnej i górnej. Tkaczki uzyskiwały wzór wydobywając nici osnowy dolnej powyżej górnej (jednocześnie górną przesuwając na dół) i splatając obydwie przędzą wątku. Przez to dwie warstwy przenikały się po krawędziach wzorów jak pozytyw i negatyw. Czyli jak przeszłość i teraźniejszość w opowieściach mieszkańców tutejszych wiosek.
Wzór na tkaninie. – Pustyj, połnyj, połnyj, pustyj – mamroce babcia Sania, spędzając dzień za dniem w wiosce Ostrów pod Puszczą Knyszyńską. Syn pracuje w Białymstoku, mąż umarł dawno, więc często jest sama. Jej dziwna litania to nic innego jak wzory tkackie. Kolejne wersety słów pustyj, połnyj mogą oznaczać kwiaty, drzewa, koguta na płocie czy woźnicę w polu. Motyw wzoru uzyskuje się przeplatając wątek z osnową (połnyj) bądź prowadząc go mimo (pustyj).
Kiedy tkaczka tka pochylona nad krosnami, pochłonięta przybijaniem wątku do wstęgi dywanu, nie jest w stanie jednocześnie zerkać w kajet, gdzie zapisane ma wzory. Potrzebuje suflera, który podpowiada ornament. Babcia Sania zapamiętała więc niektóre już na zawsze. Tka, mamrocąc litanie, w których być może zaklęty jest widziany kiedyś świat.
Człowiek, który umie.
Pan Franciszek to wzór łagodny, opleciony dymem papierosa, z którym się nigdy chyba nie rozstaje. Kto wie, czy to nie on powozi koniem we wzorach tkackich z tamtych stron? W końcu był jednym z gospodarzy, którzy najdłużej trzymali konie w okolicach Talkowszczyzny, Trzcianego i Ostrowa.