Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Zerwane kotwice

15 lat po wybuchu

Genowefa Jakubowska Genowefa Jakubowska Wojtek Jakubowski / KFP
W 1995 roku wybuch w gdańskim wieżowcu zniszczył dorobek ich życia. Niektórzy stracili wszystko. Ale też coś zyskali.
Wieżowiec po wybuchu, 1995 r.Piotr Mazur/Agencja Gazeta Wieżowiec po wybuchu, 1995 r.

Izabela i Bronisław Rocławscy nie spodziewali się, że najbardziej będą żałować tasiemek z nazwiskiem, które w szpitalu po narodzinach założono na ręce ich dzieciom, teraz już dorosłym. Że będą wspominać utracone filmy i zdjęcia z życia rodziny. Izabeli żal było jeszcze koszyka po mamie – srebrnego z zielonym szkłem i wytłaczanym motywem owoców. Nosiła w nim święconkę. Ostatni raz poszła z nim w Wielką Sobotę 15 kwietnia 1995 r. A w poniedziałek wielkanocny, o świcie, wieżowcem przy al. Wojska Polskiego 39 w Gdańsku wstrząsnął potężny wybuch gazu, który najniższe kondygnacje zamienił w gruz.

Zginęły 22 osoby, w tym sprawca wybuchu, skonfliktowany z sąsiadami. Reszta bloku fortunnym zrządzeniem losu zjechała o dwa piętra i osiadła na rumowisku. Rocławscy na klatkę schodową nie mogli wyjść, rygle antywłamaniowe nie puszczały. Pozostała droga przez balkon. Czterdzieści minut oczekiwania na ewakuację, w stresie, czy wieżowiec wytrzyma. Nie myśleli, co zabrać.

– Początkowo nawet nie było w nas smutku, że tyle straciliśmy – wspomina Bronisław Rocławski. – Siedzieliśmy po drugiej stronie ulicy, wpatrzeni w gruzy, bo tam, w miejscu, gdzie na pierwszym piętrze mieszkała Monika Warmińska, przyjaciółka naszych córek, jakiś dym się wydobywał.

W przeddzień tamtych świąt Monika przyszła do nich z życzeniami; pani Rocławska powiedziała: Daję pani jajko, symbol życia. Monika i jej matka wybuchu nie przeżyły. Izabela przywoływała ten epizod jeszcze w ubiegłoroczną Wielkanoc, kiedy w związku z pożarem w Kamieniu Pomorskim wspomnienia ożyły ze zdwojoną mocą.

Polityka 14.2010 (2750) z dnia 03.04.2010; kraj; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Zerwane kotwice"
Reklama