Powrót na wyrypę, czyli skiturowcy zdobywają Tatry
Miłośnicy narciarstwa pozatrasowego w Polsce
„Przybyli z różnych stron Polski, jeśli nie świata, z odmiennych całkiem środowisk i u podnóża Tatr złączyli się w bractwo nierozerwalne, gotowe tonąć w śniegu, zdobywać nieznane przełęcze, brnąć w wichrze i kurniawach...”.
(Cytaty pochodzą z książek Stanisława Barabasza „Wspomnienia narciarza”, Józefa Oppenheima „Szlaki narciarskie Tatr Polskich” i Stanisława Zielińskiego „W stronę Pysznej”).
Zatłoczone stoki to nie dla nich. Nie lubią slalomu pomiędzy innymi narciarzami. Ani kolejek do wyciągów. Ani ubitego ratrakiem sztucznego śniegu. Ani taśm ograniczających przestrzeń do jazdy. Im chodzi o szus w puszystym śniegu po pas, o satysfakcję rysowania w nim własnych linii, o zmęczenie po podbiegu, o dreszcz emocji podczas pokonywania trudnych żlebów.
Miłośników licznych form narciarstwa pozatrasowego w Polsce z każdym rokiem przybywa. Skitur (od skitouring), skialpinizm, frirajd (freeride), narciarstwo ekstremalne, back-country – jakkolwiek nazywają uprawianą przez siebie dyscyplinę, jest ona dla nich częścią stylu życia. Wraz z nimi narciarstwo wraca z powrotem do źródeł.
Niezrównane narzędzia lokomocji
„Cudnie wtedy było w górach. Żadnego śladu człowieka nie było znać, tylko gdzieniegdzie wypunktowano tropy lisów. Szałasy zasypane aż po dachy, drzemały w śniegu oblepione śniegiem turnie, żadnego głosu nie odbijały, echa nie budziły. Szumu potoków schowanych głęboko pod śniegiem nie było słychać, słowem cisza zupełna przerywana tylko świstem nart”.
Bo narty nie służyły dawniej jedynie do zjazdów, ale do łatwego przemieszczania się po zaśnieżonym terenie, czy to w górę, czy w dół.