Paweł Wrabec: Jak na pilota działa świadomość, że prócz przełożonych ma na pokładzie aż tyle ważnych osobistości?
Tomasz Pietrzak: Owszem to silna presja, dlatego nie każdy pilot może usiąść za sterami Tu- 154. Przy pomocy badań psychologicznych eliminuje się pilotów, którzy zbyt łatwo ulegają emocjom. Zdarzało się, że koledzy byli po takich badaniach odsuwani od wożenia VIPów. Dla mnie jest obojętne, kogo mam na pokładzie. Kiedyś wiozłem dowódcę sił powietrznych. Ze względu na lekko uszkodzoną oponę powiedziałem, że nie wystartuję. Zganił mnie, czyniąc wyrzuty, że inny nie robiłby z igieł widły. Ale ja okazałem się twardy i się postawiłem, choć liczyłem się z tym, że na mój awans dobrze to nie wpłynie.
Czy jeśli była presja ze strony pasażerów, którzy jakoby mieli wymusić na pilocie lądowanie, dowiemy się tego z zapisu czarnej skrzynki?
Sądzę, że tak, bo to co dzieje się w kabinie pilotów samolotu jest nagrywane.
Czy gdyby Prezydent leciał inną nowoczesną maszyną udałoby się uniknąć tragedii?
Uważam, że to było bez znaczenia. Jeśli idzie o urządzenia nawigacyjne, maszyna była dobrze wyposażona.
Tak samo jak maszyny lotowskie?
Nie, one mają awionikę o klasę lepszą. Ale w tym przypadku nie miało to znaczenia. Po to, by można było wykorzystać urządzenia, muszą one współpracować z tymi na lotnisku. A tych, niestety, w Smoleńsku nie było. Pilot siedzący za starami boeinga 737 czy airbusa A320 dysponowałby takimi samymi informacjami jak kapitan prezydenckiego tupolewa.
Skoro lotnisko jest tak źle przygotowane, to czemu pilot podjął ryzyko mając na pokładzie tak ważne osoby?