W połowie ubiegłego roku, dokładnie 29 czerwca, opisałem z niemałym zachwytem nowo otwartą stołeczną restaurację – „Stary Dom”. Komplementy wygłaszałem dość oszczędnie, bo z pewnym sceptycyzmem odnoszę się do inicjatyw gastronomicznych tzw. celebrytów. A tu jednym z właścicieli był słynny aktor Piotr Adamczyk. Moje obiekcje łagodził trochę fakt, że drugim właścicielem był znany na warszawskim rynku gastronomicznym Mariusz Diakowski – właściciel dwóch innych znanych mi lokali czyli „Zielnika” i „Papu”. Po duuużej kolacji i spróbowaniu kilkunastu dań, a potem po kolejnej wizycie uznałem, że „Satry Dom” można z czystym sercem polecić smakoszom, bo to i dania najwyższej jakości, i ceny (co w Warszawie zupełnie nietypowe) nie drenujące portfeli gości. Trochę zastrzeżeń miałem do wystroju lokalu ale to były wątpliwości całkiem drugorzędne.
W ostatnio znowu gościłem w „Starym Domu”. Była to nasza uroczystość rodzinna i w dodatku byłem zaproszonym gościem a nie gospodarzem ponoszącym koszty ucztowania, co zwykle wprawia człeka w dużo lepszy nastrój. No i wyszedłem z lokalu przy Puławskiej w pełni usatysfakcjonowany. Było pysznie!
W dodatku sale restauracyjne nabrały swoistej lekkości i zdecydowanie wypiękniały dzięki nowym obrazkom i zdjęciom zdobiącym ściany. Natomiast załoga przez te pół roku nabrała pewności siebie i znacznie podwyższyła stopień profesjonalizmu.
Myślę też, że pewien wpływ na obsługę gości ma także fakt, iż jeden z właścicieli jest z zawodu aktorem. A jak czytałem ma też ciągotki do reżyserii. Nasza kolacja bowiem (a i innych gości zamawiających to samo co ja) rozpoczęła się od spektaklu pt. przyrządzanie tatara.