JEC: Z najnowszego raportu Banku Światowego wynika, że Polska wciąż pozostaje w ogonie, jeśli chodzi o warunki prowadzenia biznesu. Zajmujemy 70. miejsce w rankingu, między Namibią i Tongą. Dziwi to pana?
Jacek Santorski: Nie, w ogóle. To kawałek obrazu całości - tego, jacy jesteśmy, i nie szukałbym wyjaśnień tylko w historii ostatnich kilkudziesięciu lat. Już Norwid pisał, że Polacy to wspaniały naród, ale bardzo słabe społeczeństwo. Jesteśmy mało ufni, mało życzliwi, słabo się organizujemy poza sytuacją walki, nie jesteśmy społeczeństwem gospodarnym. A jeśli mamy takie właściwości, to trudno spodziewać się, że warunki do prowadzenia działalności gospodarczej będą u nas dobre. Ale polskim przedsiębiorcom specjalnie to nie przeszkadza.
W jakim sensie?
W biznesie istotne jest pojęcie benchmark, oznacza odniesienie do innych doświadczeń. Wśród polskich przedsiębiorców mało kto ma inny punkt odniesienia niż historyczny. A w porównaniu z tym, jaki poziom korupcji i skomplikowania procedur był u nas 15 lat temu, dziś jest znacznie lepiej. Inaczej to odbierają ludzie z innych krajów, którzy usiłują robić biznes w Polsce. Polacy jednak rzadko mają porównanie na przykład z warunkami w znacznie wyprzedzającej nas w rankingu Banku Światowego Estonii. Jednocześnie, przedsiębiorczość to taki tygrys w sobie – trudności wywołują sportowe wkurzenie. Jak mówi jeden z moich znajomych, biznes to nie zjeżdżalnia, tylko wspinaczka. Choć szkoda, że energia naszych przedsiębiorców musi iść akurat na walkę z trudnościami stwarzanymi przez państwo i instytucje.
Czy można dostrzec jakąś specyfikę polskich ludzi interesu w porównaniu z ich zachodnimi partnerami?