Cena nieszczęścia
5. rocznica tragedii w hali Międzynarodowych Targów Katowickich
W niedzielę, 29 stycznia 2006 r. o godz. 13 spod rumowiska stali, lodu, blach i śniegu wydobyto ostatnie, sześćdziesiąte piąte ciało. W szpitalach leżało 144 rannych.
Trzy minuty przed godz. 17 zakończyła się akcja ratunkowa. Zaczął się czas narodowej żałoby, współczucia oraz wielkich obietnic pomocy dla rodzin ofiar i poszkodowanych. A potem nadszedł czas dochodzenia odszkodowań. Dla wielu pokrzywdzonych właśnie wtedy czas stanął w miejscu.
I.
Gdy dramatyczna wiadomość obiegła Polskę i świat – wszyscy ruszyli z pomocą. – Jak to się mówi, obiecanego wszędzie dużo się zmieści – zauważa Jarosława Pęgala z Rudy Śląskiej. – Tylko potem śladu po obiecankach nie ma. Miał 21 lat. Był wysportowany, pełen życia, zaczynał pracę w zawodzie cukiernika. Na wystawie najlepszych gołębi pocztowych świata, która odbywała się w hali MTK, musiał być, bo sam od małego hodował gołębie. Miał sporo szczęścia, bo przeżył, stalowy dźwigar dachu tylko zmiażdżył mu miednicę. – Zrobili ze mnie kalekę – powtarza. Jego inwalidztwo lekarze ocenili na 35 proc. – Powiedzieli, że źle ze mną nie jest, ale pod warunkiem, że nic nie podniosę.
Ze szpitala wyszedł nakarmiony nadzieją sączącą się z telewizora, że nikt bez pomocy nie zostanie. Że ogrom katastrofy wymaga nadzwyczajnych działań. A tu, po pięciu latach od dramatu i po latach procesów cywilnych, sądy nie potrafią rozstrzygnąć, kto ma zapłacić odszkodowanie ofiarom tragedii: MTK, które halę wybudowały i użytkowały, czy Skarb Państwa, na którego gruntach ją postawiono? – Targi zrzucają winę na skarb, a ten na targi – żali się Pęgala.