W Warszawie rekordy frekwencji bije Oberża pod Czerwonym Wieprzem, która w zamyśle miała być kpiną z minionej epoki, lecz znaczną część jej klientów stanowią ci, którzy z sentymentu zamawiają galaretę z nóżek i dwie pięćdziesiątki, czyli lornetę z meduzą. A na portrety partyjnych dostojników też patrzą z radością.
W Kędzierzynie-Koźlu, Gliwicach, Wrocławiu i wielu innych miastach można zjeść schaboszczaka z kapustą w restauracjach ozdobionych szyldem PRL i stylizowanych na epokę socrealizmu. Skąd to zamiłowanie? Pewnie jakaś mieszanka nostalgii i przekory. Pamięć podpowiada, że tamte czasy, przez większość dziś nazywane słusznie minionymi, nie obfitowały w rozkosze stołu. A i trunki ograniczały się najczęściej do czystej, tylko od wielkiego dzwonu było sowietskoje szampanskoje, przechrzczone pod koniec epoki na sowietskoje igristoje, ponieważ Francuzi upomnieli się o swoje prawa do Szampanii i jej musującego wina.
Sięgnijmy zatem po prasę z tamtych czasów. W modzie było wówczas towarzyszenie robotnikom zarówno w pracy, jak i przy zabawie. Klasa robotnicza i jej obyczaje były bowiem miarą wszechrzeczy. A robotnicy – jak czytamy – woleli pracę od zabawy.
Nowy Rok 1956! „Trybuna Ludu” donosi o sukcesach i postawie polskich hutników, którzy sylwestra spędzili w pracy. Reporter A. Chmura w artykule „Żelazny toast w Hucie Kościuszko” triumfuje: „Sylwestrowa noc. Czarny, robociarski Śląsk rozbrzmiewa muzyką, śpiewem, musuje radością, błyska milionem świateł i... hutniczymi feeriami świetlnymi.
Nad hutą »Kościuszko« złoto-czerwona łuna. (...) Antoni Spojda raz po raz spogląda w otwór piecowy, przysłaniając oczy niebieskimi okularami.