Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

La Iberica ****

Adres: Warszawa, ul. Płowiecka 35

Dojechać tu nie tak łatwo. I to mimo uruchomienia nowego węzła komunikacyjnego przy Marsa. Z plątaniny rozjazdów trzeba wyłowić właściwy, by wylądować przy rogu Płowieckiej i Nowowiśniowej. Ale warto ponieść ten trud. Cała złość spowodowana błądzeniem mija, gdy się usiądzie przy stoliku i zacznie czytać kartę dań. Oczywiście, to tylko wtedy, gdy stolik czeka na gości czyli jest zarezerwowany. Knajpka bowiem – zdecydowanie najlepszy hiszpański lokal w Warszawie – jest malutka. Ma zaledwie dziewięć stolików. Bez rezerwacji, zwłaszcza wieczorem, nie ma co startować. A ruch tam rośnie i rośnie od czasu przyznania jej tytułu Knajpa roku 2010 przez Macieja Nowaka.

Choć ostatnio parę razy zdecydowanie inaczej ocenialiśmy stołeczne lokale niż krytyk „Gazety Wyborczej”, to w tym przypadku różnice są niewielkie. Jednym zgrzytem (czy raczej szmerem) przy obiedzie był zupełnie bez wyrazu deser czyli świeży ser na galaretce z pigwy (14 zł) i (wiem to z podsłuchanej rozmowy z Hiszpanami przy sąsiednim stoliku) brak figurującego w karcie wina z Bodegi Muga. Ale to naprawdę drobiazgi.

Obsługa fachowa i sympatyczna. Nasz kelner doradzający lecz (na szczęście) nie nadopiekuńczy. Dania wpływają na stół szybko i – co w Warszawie nieczęste – są gorące.

Na nasze wyróżnienie zasługują krewetki w sosie pil pil (20 zł) – delikatne z piekielnie ostrym sosem. Wymagają więc systematycznego popijania niemal każdego kęsa. Kalmary andaluzyjskie (16 zł) dobre, lekko chrupiące i nie gumowate, co oznacza, że w porę zdjęte z kuchenki. Zupa baskijska purrusalda z porów, dorsza i szynki serrano (12 zł) zasługuje na osobny poemat. Opiszę ją po ponownej wizycie poświęconej wyłącznie zupom. Najdroższe w karcie danie (50 zł) czyli argentyński antrykot wart jest tej ceny.

Reklama