Tekst został opublikowany w POLITYCE w marcu 2011 roku.
Matka Ani pochowała pierwszego męża, który umarł nagle na serce. Bardzo przeżyła tę śmierć, był porządnym człowiekiem. Ale to się w żadnym razie nie może równać z bólem po śmierci dziecka. Straciła sen, ciągle widzi, jak córka idzie środkiem kościoła w białej sukience od Pierwszej Komunii, jak leży w białej trumnie, a ludzie w kościele śpiewają: „podnieś głowę, otwórz oczy”.
Z drugim mężem poznała ją koleżanka ze szkoły, w której od lat sprzątała. Też dobry, kawaler, wysoki, przystojny, podobny do Gary’ego Coopera. Córka się zachwycała, jak oni się szanują, jak kochają, chciałaby mieć taką rodzinę.
Jak taką zabić?
Ania zdarzyła im się niespodziewanie, gdy jej mama była już pod czterdziestkę. Urodziła się słaba, bez jednej nerki, z refluksem moczu. Leczyli ją z całych sił, wozili po lekarzach, odmierzali tabletki, aż wyzdrowiała, tylko przeziębiać się nie miała prawa.
Mieszkali w rodzinnym domu ojca. A w nim najładniejszy pokój dla Ani – fotele, ława, regał, komputer, wszystko z myślą o niej, jedynaczce. Będziesz miała z czego żyć, mówiła mama, mamy te trzy hektary, sprzedasz, dobra cena jest na ziemię pod Lesznem.
Ania zawsze grzeczna, spokojna. Tylko dom i szkoła. Chłopaków na widoku nie było. Rówieśnice, 14-letnie dziewczyny, już mają chłopaków, pierwszy seks, a ona nie. Z zakupów grosiczek niezgubiony, przyniesione, co się zaplanowało, wszystko zgodnie z paragonem. Jak taką zabić?
Kiedy ojciec miał czas, przychodził do szkoły, żeby pomóc żonie myć górne okna. Gdy nie mógł, bo pracował, sama stawała na stół, potem na stołeczek, żeby dosięgnąć szyby, a framuga uderzała ją w boczną stronę piersi, w miejsce, gdzie później, cztery lata temu, wykryto raka i pierś odjęto. I na rentę. A potem to drugie, straszniejsze nieszczęście. Ojciec nie płacze przed żoną na widoku, ale schudł po śmierci Ani 7 kg w tydzień. A teraz siada przed zdjęciem córki i tylko patrzy. Na pogrzeb Ani przyszedł ojciec Krystiana. Stał gdzieś na uboczu. Nikt mu nie powiedział słowa, nie rzucił obelgi.
Ojca Krystiana też dosięgła choroba – guz mózgu. Mieszkają w bloku po PGR. Pokoi mają trzy – w jednym babcia, a w dwóch pozostałych rodzice i trzech synów. Trzeba było wstawić piętrowe łóżko.Z tego łóżka Krystian usłyszał, jak matka płacze. Tego dnia mieli się dowiedzieć, jakie były rokowania w sprawie guza w mózgu ojca. Czekali w napięciu – dobre czy złe? Ojciec był fachowcem, dekarzem i blacharzem. Twardy, mocny człowiek, w rodzinie musiał być porządek. Żadnego picia, żadnej łobuzerki. Porządna rodzina. Zero patologii.
Krystianowi do matki było bliżej niż do ojca. Usłyszał, że ona płacze, i zaczął krzyczeć w poduszkę. Na zewnątrz – nie. Nigdy niczego na zewnątrz, taki był od urodzenia.
Kiedy go rzuciła Natasza, dziewczyna z tego samego bloku, tylko z innej klatki, nie jęczał, nie werterował. Tylko kumple podpatrzyli, że chodził trzy godziny po lesie sam. Widać było, że cierpi. Kiedy go rzuciła jeszcze wcześniej Eliza, w ogóle nie było tego widać, choć kto go wie – wszystko dusił w sobie.
Matka zawsze pracowała dorywczo, żeby dorobić do pensji ojca, to w lesie, to u ludzi. Chłopcy też – gdzie się tylko dało. Ale tamtego roku na wakacje przyjechał kolega z Niemiec, mieszka tam z matką. Wielu stąd wyjeżdża tam do pracy albo na zawsze, jeśli mają fach i odwagę. I ten kolega stawiał kumplom piwo, a czasem dopalacze.
Krystian dzięki temu koledze nie musiał dorabiać. Skończył już gimnazjum, miał 16 lat, zaczynał próbować papierosów i piwa. Bardzo się wtedy z kumplami ze wsi zbratał. Jeździli rowerami, grali w piłkę, pili piwo, dopalacze też bywały, a jakże, wygłupiali się. Raz podpalili żabę. Któryś wyjął zapalniczkę i podpalał ją, a kumple pękali ze śmiechu. Ale może za dużo piwa strzelili sobie tego dnia, bo żaba, choć osmalona, jakoś jednak polazła w krzaki.
Jak z kimś nie chodzić?
Mieli dziewczyny. Trzeba mieć dziewczynę. Raz – że seks, a dwa – jak to być bez dziewczyny? Nie pasuje. Zwłaszcza Krystian. Mówili, że ciapa. A dlatego, że nigdy porządnie się z nikim nie pobił, a nawet uciekał od awantur. Nie zaczepiał, nie bluzgał. W szkole był średni, choć mógł mieć stopnie, jakie by chciał, zdolny jak diabli. Ale po co? Trójki są w sam raz. Uczy się na budowlańca. Znalazłby pracę w okolicy albo w Lesznie, albo i w Niemczech. W szkole coś tam czasem nabroił, ale zaraz to odrabiał. Pomagał woźnemu czy coś, byle do domu się nie przedostało.
I żużel. Ojciec kocha żużel, on też. I Peję. Gdy Peja gdzieś bliżej koncertuje, on tam jedzie. Ale nad wszystko lubi gry komputerowe. Najlepsza gra GTA 4. Zabijają się w niej na potęgę, trupy padają, wstają, można odjechać jak po dopalaczu, po największym piwie. Albo po dziewczynie, choć tego Krystian nie zaznał. Dziewczyny śmiały się, że przez rok chodzenia z poprzednią dziewczyną, Elizą, nawet jej ani razu nie pocałował.
Natasza, jego druga dziewczyna, chciała z nim uprawiać seks. Chodzili razem osiem miesięcy i jeden dzień. Chciała, żeby ją przytulił, ale on bał się, choć go zachęcała. Natasza, nie żeby Krystiana kochała, ale był pod ręką, w tym samym bloku, więc z nim chodziła, bo z kimś chodzić trzeba. Ale był nudny, że aż mdło. Zero wspólnych tematów, mówi Natasza. Jeśli ona by się pierwsza nie odezwała, to on – jak zamurowany, ani słowa. Ale z kumplami inaczej – śmiał się, żartował, normalnie.
Więc go rzuciła. To zaczął wysyłać esemesy, że bardzo ją kocha i ma nadzieję, że do siebie wrócą. Po miesiącu pozwoliła, żeby znów byli parą. Ale tylko na jeden dzień, bo to bez sensu, powiedziała.
No więc w tym jednym dodatkowym dniu do ośmiu miesięcy chciała seksu. Poszli w tym celu do lasu. Miał ze sobą prezerwatywę. Nosił ją w portfelu i już nieraz pokazywał Nataszy, że ją ma. W porządku. W lesie sam ją sobie nałożył. To miał być jej i jego pierwszy raz. I nagle powiedziała, że nie chce seksu, bo nie darzy go uczuciem, tak dosłownie. Nie był zły, nie uderzył jej, nie popchnął, nie skrzyczał. Nigdy nie tracił równowagi, zawsze opanowany.
W dwa tygodnie od zerwania z Nataszą dostał esemesa: „Ty nie masz dziewczyny, ja chłopaka, czy moglibyśmy być razem? Odpisz, jeśli możesz”. Nie wiedział od kogo. Ale następnego dnia przyszedł następny: czy moglibyśmy się spotkać koło stawu? Zadzwonił pod ten numer, z którego przyszedł esemes, i odezwał się głos. Poznał, że to dzwoni Ania. Znał ją z widzenia, mówili sobie cześć. Mieszkali blisko siebie, kilkaset metrów, ale on nigdy nie był u niej w domu, a ona u niego. Zgodził się na spotkanie. Lubił dziewczyny z ciemnymi włosami, w spódniczkach i niegadatliwe.
Kiedy Ania przyszła, zaproponował, żeby poszli do lasku orzechowego, blisko stąd. Usiedli na kamieniu i zaczęli rozmawiać o wakacjach i planach życiowych. Chwilę posiedzieli w ciszy. Ania spojrzała na zegarek, już musi iść. Powiedziała mamie, że chce się spotkać na chwilę z koleżanką, mama byłaby niespokojna.
Weszli na łąkę. Spytała, czy chce być jej chłopakiem, a on, że dwa tygodnie temu zerwała z nim dziewczyna, więc na razie nie. A ona, że jeśliby zmienił zdanie, to będzie na niego czekała. Gdy tak szli, odwróciła głowę i spytała o Nataszę – dlaczego zerwali. Odwróciła się twarzą do niego i szła tyłem. Dlaczego mi nie odpowiadasz? – spytała. Pokłóciliście się? Czuł się niezręcznie, był zły, że tak wciąż mówi o Nataszy. Nagle potknęła się i upadła plecami na łąkę. Usiadł jej na piersiach i przytrzymał za barki. Powiedziała, że boli, jak jej tak barki przyciska do ziemi. Zaczęła drapać go po rękach, żeby się wyswobodzić. Wtedy jedną ręką chwycił jej dwie dłonie, a drugą zaczął bić po twarzy, policzkach i szyi. Nie mówiła ani nie krzyczała. Przestał ją bić i zaczął dusić rękami za szyję. Coś jakby piszczała. Dusił i puszczał. Znów dusił i znów puszczał.
Z nosa leciało jej coraz więcej krwi. Pomyślał, że za daleko to poszło. Ale nie mógł przestać. Gdy go drapała po rękach, spadł mu bandaż, parę dni temu skaleczył się o rozbitą szybę w autobusie. Podniósł ten bandaż, zrobił pętlę i zacisnął jej na szyi. Znieruchomiała. Chwycił za nogi, zaciągnął do rowu i ułożył w wysokiej trawie. Jeszcze oddychała i mrugała oczyma. Kopnął ją w brzuch i w plecy. Z pewnością było ją widać z pola, leżącą przy rowie. Wepchnął ją do rowu tak, że głowa znalazła się w wodzie. Nie zgwałcił, nie rozebrał, nie dotykał. Zadzwonił telefon Ani. To dzwoniła matka niespokojna, że córka tak długo nie wraca od koleżanki. Chciał rzucić telefon w wysokie trawy, ale pomyślał, że można go sprzedać. Wyrzucił więc tylko pantofle, które spadły Ani z nóg.
Skąd taka myśl?
Wrócił biegiem do domu. Pooglądał telewizję z bratem, ale rozbolał go brzuch i zaczynała męczyć myśl, czy Ania żyje. Wyprowadził z chlewu rower i pojechał sprawdzić.
Leżała w tym samym miejscu. Woda koło głowy była czerwona, pomyślał, że to chyba od krwi. Kiedy jechał do niej rowerem, zobaczyła go matka Ani. Po krótkim czasie zobaczyła, że on wraca. Nie dojechałby do miasteczka, nie ma ze sobą siatki, więc gdzie on był, że wrócił tak szybko? Pomyślała, że pojechał zobaczyć, czy jej córka żyje. Nie rozumie, skąd przyszła jej do głowy taka myśl.
Krystian wrócił do domu, zjadł obiad, pooglądał sobie telewizję. Zadzwonili kumple, że na niego czekają. Poszli na plac przed remizą i skakali przez przeszkody. Krystian też. Najpierw był trochę przygaszony, ale potem się rozkręcił, śmiał się i gadał jak wszyscy. Potem poszli pograć w piłkę na boisku. Wtedy podjechał radiowóz. Policjantka spytała, czy może widzieli Anię albo jej koleżankę, do której miała na chwilę pójść. Powiedzieli, że nie, a Krystian, że w ogóle Ani nie zna. Czy może kumple wiedzą, kto to. Zaczęli mu tłumaczyć, która to dziewczyna, choć wiedzieli, że Krystian skłamał. Mieszkają od siebie rzut beretem w niedużej wsi, więc musiał ją znać.
Na drugi dzień do Krystiana zadzwoniła koleżanka, że może poszliby razem do sklepu. Zgodził się. Kiedy wychodził z domu, przyjechała policja. Znaleziono ciało Ani. Od razu się przyznał. Wiedział, że i tak wszystko się wyda. Pokazał, gdzie schował telefon Ani. Opisał, jak było w lasku i na łące, krok po kroku. Nie wie, dlaczego to zrobił.
Nikt nie wie. Zawieziono go, 16-latka, do ośrodka wychowawczego. Sprawował się tam jak zwykle, bez zarzutu. Zespół biegłych napisał: potrzebna jest pogłębiona obserwacja w szpitalu, żeby ocenić dojrzałość mechanizmu radzenia sobie ze stresem i umiejętnością samokontroli. Przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Kolejny zespół fachowców będzie szukał odpowiedzi na pytanie – dlaczego?