O pamięci i opamiętaniu
Rozmowa z prof. Tomaszem Maruszewskim, psychologiem
Joanna Cieśla: – Zastanawiamy się czasem, co teraz robi któryś z polityków, i nagle konstatujemy, że zginął pod Smoleńskiem. Coś takiego zdarzyło mi się ostatnio kilka razy. To niebywałe, jak szybko blaknie pamięć tak tragicznego wydarzenia.
Tomasz Maruszewski: – Nie zawsze tak się dzieje. Jeśli w społeczności jest wspólna opowieść o tym, co się stało, pamięć trwa znacznie dłużej. Ale jeżeli ludzie mają różne wizje wydarzeń, to pamięć o nich mniej więcej po 20–30 tygodniach słabnie. Najszybciej ulatują informacje o tym, co nie było sednem – na przykład w sprawie smoleńskiej o innych ofiarach niż para prezydencka czy osoby znane z pierwszych stron gazet.
Dlaczego tak się dzieje?
Przez zjawisko, które psychologowie nazywają hamowaniem kolektywnym – kiedy ludzie rozmawiają o jakimś zdarzeniu, suma informacji, z którą kończą dyskusję, jest mniejsza niż suma informacji, które każdy z rozmówców miał na początku. Gdy wiedza różnych osób nie pokrywa się ze sobą, skupiają się one na tym, w czym się zgadzają. Co do wątków, w których się różnią, nabierają wątpliwości: mogłem to źle zapamiętać – myślą. A w sprawie katastrofy smoleńskiej tego, co do czego się zgadzamy, jest bardzo mało.
Czyli debata, dyskusja szkodzi pamięci? To wygląda na paradoks.
Ale rzeczywiście tak jest. Można nawet szerzej powiedzieć, że rozmowa szkodzi dokładnym wspomnieniom. Amerykański badacz James W. Pennebaker sprawdzał to na przykładzie dwóch zdarzeń – trzęsienia ziemi w Kalifornii i ataku na Irak.