Według A. kiedyś ludzie bardziej się wstydzili. Tego, że mają długi i że nachodzi ich komornik. Dziś to spowszedniało. Niemal każdy ma jakiś kredyt. Każdy chce pojechać na Teneryfę, kupić plazmę, komunię dziecku urządzić. Bez kredytu nie uda się biznes. Banki kuszą i ludzie wpadają w pułapkę łatwego pieniądza. Potem noga im się powinie. Biorą kolejny kredyt, żeby spłacić poprzedni. I tak w kółko, aż zrobi się pętelka. Po pamiętnym upadku banku Lehman Brothers w 2008 r., co stało się symbolem światowego kryzysu finansowego, wróżono, że świat czeka fala masowych licytacji i samobójstw zbankrutowanych klientów banków, która może dotrzeć także do nas. Aż tak źle nie jest, choć Polacy mają coraz większe kłopoty w spłacaniu zaciągniętych długów.
Komornik B. licytuje mieszkanie emerytki, która ma 20 kredytów: w bankach, kasach pożyczkowych. W sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Nie ma szans, żeby to odzyskać, wchodząc jej na emeryturę.
Zdaniem komornika C., bankowe kuszenie powoduje, że kredyty biorą ludzie niefrasobliwi, tacy, którym nie dałoby się nawet szklanki do potrzymania, bo stłuką. Rozczulająco nieporadni, nie są w stanie nawet wyliczyć sobie odsetek.
Dłużnik z pętelką
A. to komornik warszawski, B. ma kancelarię w średniej wielkości mieście na Kujawach, C. działa w małej podwarszawskiej miejscowości, specjalizuje się w sprawach gospodarczych. Wszyscy trzej przyznają, że skutki kryzysu już w ich pracy widać, chociaż u każdego trochę inaczej.
A. opowiada, że kiedyś sytuacja była jasna: dwie strony sporu, dłużnik i wierzyciel, a pośrednikiem komornik. Od momentu, gdy na rynku pojawili się windykatorzy, czyli prywatne firmy ściągające wierzytelności i skupujące długi, wszystko stanęło na głowie.