Na jawie po Warszawie
Rozmowa z Guyem Perrym, amerykańskim architektem i urbanistą
Ewa Winnicka: – Jakie wyobrażenia o architekturze polskiej miał amerykański architekt i urbanista?
Guy Perry: – Jestem pół Francuzem, pół Amerykaninem. Moja mama wychowała się w Nancy, gdzie w samym środku miasta mamy plac Stanisława Leszczyńskiego, polskiego króla, który był inicjatorem budowy tego najpiękniejszego założenia placowego w Europie. Nie miałem powodu wątpić, że Warszawa jest harmonijnie zaprojektowanym miastem.
A w 1991 r. pierwszy raz przyjechał pan do Warszawy. Co pomyślał urbanista o naszej stolicy?
Moją pasją jest budowa funkcjonalnych miast. Może wszystkich zdziwię, ale chociaż w Warszawie jest dużo słabych punktów, ma ona większe szanse, by stać się miastem XXI w., niż wiele miast amerykańskich. Wielu z nich już nie da się uratować. A ja kupiłem mieszkanie w Miasteczku Wilanów, które zaprojektował zespół pod moim nadzorem.
Ten projekt zebrał światowe nagrody. Problem jest z wykonaniem. Brakuje placów, parków, szkół. Co się dzieje?
Niektórzy deweloperzy, rzecz przykra, nie postrzegają Miasteczka jako zintegrowanej, wielofunkcyjnej dzielnicy. Nie patrzą na projekt jako na całość. Koncentrują się na poszczególnych – własnych – budynkach. Nie na tym polega kreacja zdrowego, współczesnego i funkcjonalnego organizmu miejskiego. Mam nadzieję, że zmienią podejście.
Chciałabym zaproponować panu wycieczkę po stolicy. Proszę opowiedzieć, jakie słabe i mocne strony ma stołeczna aglomeracja. Zacznijmy od południa. Mamy tu Piaseczno, Józefosław i Konstancin, czyli podmiejskie miasteczka sypialnie, do których do niedawna najchętniej przeprowadzali się warszawiacy.