Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Wydreptać sobie dziecko

Rewolucja w adopcjach

Barbara Passini, dyrektor ośrodka TPD w Warszawie, ze zdjęciami podopiecznych. Barbara Passini, dyrektor ośrodka TPD w Warszawie, ze zdjęciami podopiecznych. Tadeusz Późniak / Polityka
W systemie adopcyjnym szykuje się rewolucja. Prawie połowa ośrodków zajmujących się przysposabianiem sierot społecznych przez nowe rodziny zostanie rozwiązana.
Kandydatów na rodziców adopcyjnych przybywa. Zgłaszają się coraz młodsi, bo wcześniej niż kiedyś otrzymują diagnozę o niepłodności.PHANIE/East News Kandydatów na rodziców adopcyjnych przybywa. Zgłaszają się coraz młodsi, bo wcześniej niż kiedyś otrzymują diagnozę o niepłodności.

W Polsce są teraz 104 ośrodki adopcyjne, w tym 50 publicznych (państwowych), resztę prowadzą organizacje społeczne i diecezje kościelne. Te spośród publicznych, które w 2010 r. przeprowadziły co najmniej 10 adopcji, i te z niepublicznych, które miały ich co najmniej 20, będą nadal zajmowały się adopcją. Pozostałe publiczne, bez wyrobionej normy, zostaną rozwiązane, a pracownicy pozostaną w gestii starosty, który może, ale nie musi, zagospodarować zwolnionych, powierzając im np. funkcje organizatorów opieki zastępczej – nowego ciała powiatowego, przewidzianego w niedawno przyjętej ustawie o pieczy zastępczej. Ma owo ciało pomagać rodzinom zastępczym różnego typu.

W myśl nowej ustawy od stycznia 2012 r. władzę nad ośrodkami adopcyjnymi sprawował będzie już nie starosta powiatu, lecz marszałek województwa.

Ośrodki adopcyjne, mówi Alina Wiśniewska z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, są rozmieszczone nierównomiernie. W niektórych województwach po kilka, a w innych – kilkanaście. Niektóre miały na koncie po parę adopcji w roku, zdarzały się takie, że tylko jedną. Pracują chaotycznie, w rozproszeniu, każdy sobie. Jest ich za dużo.

Nie rozliczano ich dotychczas z liczby adopcji restrykcyjnie – to nie fabryka, sądzono, która jak nie sprzeda wyrobu, to zbankrutuje. Te, które nie uzyskały wspomnianych limitów, decydujących teraz o być albo nie być, czują się skrzywdzone. – Nikt przecież nie ustala wskaźników dla lekarza, ile wyleczył katarów, a ile zapaleń płuc – mówi Anna Borkowska, psycholog, dyrektorka ośrodka w Płocku, gdzie przywiązuje się wielkie znaczenie do przedadopcyjnej diagnostyki rodzinnej.

Polityka 29.2011 (2816) z dnia 12.07.2011; Coś z życia; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Wydreptać sobie dziecko"
Reklama