Wśród trzech najgłośniejszych przypadków kobiet, których czyny w drugiej połowie lat 90. wstrząsnęły opinią publiczną są: Monika Osińska – miała 19 lat, gdy w 1996 r. wraz z kolegami zamordowała Jolantę Brzozowską, Małgorzata Rozumecka, 22-letnia studentka resocjalizacji, która latem 1997 r. wzięła udział w zabójstwie dwóch dilerów Ery, i Monika Szymańska, w mieszkaniu której w czerwcu 1997 r. wiele godzin przetrzymywano i dręczono Tomka Jaworskiego, uprowadzonego z Lasku Młocińskiego, gdzie świętował zdaną maturę. Potem zabito go w obawie, że rozpozna blok i mieszkanie. Sąd uznał, że to ona, dominująca, inteligentna, była mózgiem tej zbrodni.
Szymańska jako jedyna z nich trzech zgadza się na rozmowę. Niewysoka, przysadzista, spodnie, t-shirt, zero makijażu, zero pozy. Mówi szybko, energicznie. Reaguje emocjonalnie: łzy, śmiech, zaduma, ironia, wzburzenie. Jej słowa świadczą o bystrości umysłu. Stara się wykorzystać czas w więzieniu. Jest w nim już 15 lat. Skończyła tu szkołę zawodową. Krawiecką. Ale matury, chociaż chciałaby, chyba nie zrobi, bo pomysł, żeby uruchomić w więzieniu technikum krawieckie lub gastronomiczne na razie nie wypalił.
Pracuje w szwalni, którą prywatny przedsiębiorca prowadzi na terenie zakładu karnego. Szyje odzież roboczą – flanelowe koszule, drelichowe spodnie i bluzy. – Szału nie ma – mówi. Potrafiłaby pewnie uszyć coś odlotowego, ale tutaj – śmieje się – nie bardzo jest gdzie w tym chodzić. – Na widzenia człowiek się ogarnia, maluje. Żeby rodzina nie dostrzegła, że mam gorszy dzień.
W chwili aresztowania miała 24 lata i trójkę dzieci – 8 lat, 4,5 i 3,5 roku. Za sprawą najstarszej córki w tym roku została babcią. Cieszy się, że wkrótce pozna wnuka.
Chcecie mnie złej, to macie
„Na sali ani razu nie schyliła głowy.