Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Miedzianka - było miasteczko, nie ma miasteczka

Po wojnie w Kupferberg najpierw stał się Miedzianą Górą, a potem Miedzianką. Do Miedzianki przyjechali repatrianci z Kresów oraz centralnej Polski. Wielu mieszkańców Miedzianki pracowało w znajdującej się tu przez 4 lata kopalni uranu. Po wojnie w Kupferberg najpierw stał się Miedzianą Górą, a potem Miedzianką. Do Miedzianki przyjechali repatrianci z Kresów oraz centralnej Polski. Wielu mieszkańców Miedzianki pracowało w znajdującej się tu przez 4 lata kopalni uranu. repreprodukcja Filip Springer / Polityka.pl
Dlaczego istniejące przez kilkaset lat miasteczko zniknęło z powierzchni ziemi?
Jeszcze na początku XX wieku Kupferberg był najmniejszym niemieckim miasteczkiem, z dwoma kościołami, trzema gospodami i browarem produkującym słynne piwo Kupferberger Gold.reprodukcja Filip Springer/Polityka.pl Jeszcze na początku XX wieku Kupferberg był najmniejszym niemieckim miasteczkiem, z dwoma kościołami, trzema gospodami i browarem produkującym słynne piwo Kupferberger Gold.

Butelka

Korek od butelki dostałem od Zbigniewa Pawęski na koniec naszej rozmowy. Przez cały czas bawił się nim, obracał w palcach, delikatnie stukał o blat stołu, tuż obok mikrofonu, w taki sposób, że musiałem zastanawiać się nad tym, czy nie robi tego specjalnie. Na koniec powiedział, że to dla mnie, a ja udałem zaskoczenie i przez chwilę grzecznie oponowałem. Zapytałem, skąd go ma.

– Po prostu mam – odpowiedział. Zaraz potem zapewnił, że dla niego to nie jest żadne poświęcenie i żadna ofiara: – Ja jeszcze sobie taki znajdę.

A zatem korek. Za stary, by traktować go jak pospolity śmieć, za młody, by uznać za zabytek. Bryłka porcelany z czerwonym emaliowym napisem: KUPFERBERGER BRAUEREI. G. FRANZKY. Żadnej daty, nic więcej. Uszczelkę szlag już trafił, tak samo metalowy kabłąk, którego resztki tkwią jeszcze w otworze.

Na chwilę ulegam pokusie fantazjowania, wymyślania historii. Staram się z tym walczyć, ale przechodzi samo. Korek pozostanie korkiem, wygrzebanym z ziemi, nie powie mi nic poza tym, co już i tak wiem. Był browar, był Georg Franzky, było piwo. Nic więcej – wszystko w czasie przeszłym. Noszę korek w kieszeni, trochę jak talizman, który ma mi przynieść szczęście. Niby dlaczego by miał? Obmyślam nawet sposób, w jaki mógłbym przepleść przez niego kółko od kluczy i tak stać się z nim nierozłącznym.

Potem znajduję butelkę. I znów ta nachalna symbolika, której opieram się z trudem. Jakiś chichot historii, jakby zielony Kupferberg, miasteczko, którego nie ma, kpiło sobie ze mnie i podrzucało mi śmieci, z których miałbym sklecić historię. Próbując zrozumieć, trafiam więc tylko na to – najpierw porcelanowy korek, a teraz butelkę z browaru Franzkiego.

Reklama