W ciszy i skupieniu, niemal niezauważony przez media, minął pogrzeb 23-letniego kibica Falubazu z Zielonej Góry. Mężczyzna, członek tłumu świętującego zwycięstwo swojego klubu w żużlowych mistrzostwach Polski, został potrącony przez radiowóz, gdy wybiegł na ulicę w niedozwolonym miejscu. Po tym tragicznym zdarzeniu feta przeistoczyła się w zamieszki z policją. Dwie funkcjonariuszki zostały poważnie ranne.
Zdarzenia te były interpretowane jako wyraz głębokiej, niemożliwej już do przezwyciężenia wrogości kibiców do funkcjonariuszy. Wygląda jednak na to, że mieliśmy do czynienia z działaniem klasycznych mechanizmów psychologicznych wpływających na ludzkie emocje w tłumie.
Niespotykana euforia spowodowana sukcesem Falubazu przekształciła się w destrukcyjną agresję zgodnie z regułami przeniesienia pobudzenia. Gdy nastąpił wypadek, kibice zaczęli interpretować podniecenie, które odczuwali, jako złość na policję – choć tak naprawdę było ono jeszcze ekscytacją związaną ze zwycięstwem ich klubu (gdyby Falubaz nie wygrał, a zdarzyłoby się podobne nieszczęście, skala zamieszek prawdopodobnie byłaby znacznie mniejsza). Mechanizm ten dodatkowo potęgowały zjawiska z obszaru psychologii tłumu, w którym świadomość jednostki zostaje zastąpiona przez pozbawioną racjonalnego myślenia "duszę zbiorową". W pojedynkę raczej nikt nie demolowałby radiowozów, nie rzucał cegłówkami w policjantów, albo przynajmniej myślałby o konsekwencjach swojego zachowania.
W spokojnym przebiegu ceremonii pożegnania Krzysztofa – mimo obaw i mimo deklaracji kibiców innych drużyn, że przyjadą do Zielonej Góry, by wesprzeć fanów Falubazu w walce z policją – na pewno pomogły prośby rodziny zmarłego, władz klubu żużlowego, prezydenta miasta. To, że tym razem nie doszło do aktów przemocy, potwierdza jednak, że nie mieliśmy do czynienia z początkiem pozbawionej reguł wojny, a z incydentalnym dramatycznym zdarzeniem. Nawet, jeśli było ono częścią dłuższego łańcucha takich wydarzeń, wciąż jeszcze można nad nimi utrzymać kontrolę.