Centrum Sokółki na wszelki wypadek zamknięto na dwa dni. Wzdłuż ulic wyznaczono parkingi dla autokarów. Nie było wiadomo, ilu się spodziewać pielgrzymów, ale liczono na wielu. Miejscowa parafia św. Antoniego doczekała się uhonorowania swojej cudownej hostii. Trzy lata temu upuszczony na podłogę komunikant pokrył się małą czerwoną plamą.
Formalnie Kościół wciąż jeszcze cudu nie uznał – takie sprawy trwają. Ale dwóch niezależnych patomorfologów z Białegostoku napisało, że „przysłany materiał wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina”. Co prawda, w tym samym czasie kilku innych naukowców zwracało uwagę, że identyczne zjawisko – coś jak krwisty ślad na podłożu węglowodanowym – daje zwykła bakteria zwana pałeczką krwawą.
Jednak tabloidy zdążyły już odtrąbić, że jest prawdziwy cud – i stał się cud. Ponad tysiąc wiernych zaczęło zbierać się regularnie na mszach w kościele św. Antoniego. W niedzielę 2 października było ich kilka tysięcy. Patrzyli, jak po dywanie z kwiatów arcybiskup białostocki niesie cudowną hostię na ołtarz do tabernakulum. Mówili: siostro – bracie, zamiast: pani – panie, jak to zwykle przy cudach. Modlili się na kolanach. Płakali. Od metropolity białostockiego usłyszeli, że zostali wybrani. Że to wśród nich rodzi się na nowo nadzieja dla świata, bo Bóg jest wśród swojego ludu.
Lud
Polski katolicyzm wyróżnia się w Europie. Statystycznie bryluje ze swoimi 92–97 proc. oficjalnych katolików. Praktycznie jakby też: kościoły pustoszeją nieznacznie. Może trochę gorzej jest w kwestii powołań zakonnych, np. liczba kandydatek do życia klauzurowego oraz nowicjuszek spadła w 10 lat o połowę. Za to liczba przystępujących do komunii wzrasta.