Pochodził z rumuńskich Czerniowiec, pisał w jidysz. W trakcie studiów filozoficznych w Austrii w 1929 r. lub w 1930 r. wybrał się nielegalnie do Polski i tu oczarował literacki salon żydowski, a także poznał swoją przyszłą żonę Lizę Goldman. Przedwojenna Polska nie była jednak gościnnym miejscem dla komunizujących Żydów, dwukrotnie go aresztowano i nakazano wyjazd. Dzięki znajomościom dostał wizę sowiecką i osiadł w Charkowie. Jego flirt z komunizmem zakończył się dość szybko: w 1938 r. skazano go na trzy lata łagru za działalność nacjonalistyczną skierowaną przeciwko władzy. W 1949 r. dostał kolejne 25 lat, ale na mocy amnestii wyszedł z więzienia po siedmiu latach, został nawet zrehabilitowany. Łagry zdewastowały go fizycznie i psychicznie (w aktach jest m.in. opinia lekarzy psychiatrów mówiąca o uszkodzeniu mózgu wywołanym biciem w głowę kamiennym blokiem), niemniej nie przestawał pisać. Zapisywał swe wiersze na szklanej tabliczce papierosem lub pastą do zębów, a gdy nauczył się ich na pamięć, ścierał je, robiąc miejsce nowym. Dopiero w Polsce, dokąd przyjechał latem 1959 r., spisał je na papierze. – To było odrodzenie wszystkiego, także warsztatu pisarskiego. Odnowił masę znajomości i korespondencję z pisarzami żydowskimi za granicą – mówi mieszkająca w USA córka poety Ina Lancman.
Szpieg i grafoman
Środowisko żydowskich literatów w Polsce przyjęło go z otwartymi ramionami, dostał pomoc w urządzeniu się na warszawskich Bielanach, brylował na wieczorkach poetyckich, pisał do żydowskich gazet, podróżował do Rumunii, Węgier, Bułgarii i Czechosłowacji. Utrzymywał kontakty z dyplomatami izraelskimi, co wzbudziło podejrzenia Służby Bezpieczeństwa. Już w grudniu 1960 r. prokuratura wojskowa wytoczyła Konowi proces o szpiegostwo. W mieszkaniu przeprowadzono rewizję, zarekwirowano maszyny do pisania i wszystkie zapiski poety.