Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Śladami złotych klatek

Co się dziś dzieje w dawnych ośrodkach internowania

Arłamów dziś. Ośrodek wciąż się rozbudowuje. Arłamów dziś. Ośrodek wciąż się rozbudowuje. Ryszard Andrzej Kosterkiewicz / Arłamów
W Strzebielinku miejsce internowanych zajęli psychicznie chorzy, do Arłamowa Lech Wałęsa przyjeżdża się odchudzać, w Gołdapi jest sanatorium - własność byłego esbeka.
Ośrodek internowania w Gołdapi, 1982 r. Ośrodek był nieogrodzony, więc  internowane nie mogły chodzić po terenie.Roman Sieńko/PAP Ośrodek internowania w Gołdapi, 1982 r. Ośrodek był nieogrodzony, więc internowane nie mogły chodzić po terenie.

Gołdap

Z Wrocławia do Gołdapi, gdzie w stanie wojennym internowano blisko czterysta działaczek solidarnościowej opozycji, autobusem jedzie się ponad 12 godzin. Mimo to Sława Masłowska-Jabłońska zdecydowała się na wyjazd. Z 32-letnią wychowanicą, której chce pokazać to miejsce. W lesie, nad jeziorem, kilkaset metrów od naszej wschodniej granicy. W czasie II wojny światowej mieściła się tu kwatera polowa Goeringa. Po wojnie - ośrodek wczasowy Związku Zawodowego Pracowników Prasy, Książki, Radia i Telewizji. W styczniu 1982 r. zaczęto przywozić internowane, trzymane wcześniej po więzieniach i aresztach. Straszono je wywozem na „białe niedźwiedzie”. Na miejscu sprawdzały więc, czy pilnujący mówią po polsku. W Gołdapi internowano aktorkę Halinę Mikołajską, Elżbietę „Gajkę” Kuroniową, Alinę Pieńkowską, Annę Walentynowicz, pisarkę Ankę Kowalską (autorkę „Pestki”). Już nie żyjące.

Sława Masłowska-Jabłońska ma największą bazę kontaktów do żyjących „gołdapianek”. Jest dla dawnych towarzyszek niedoli kimś w rodzaju koordynatorki. - My, kobiety, tworzymy wielką rodzinę – powiada – Gdy którejś dzieje się coś złego, to interweniujemy, lecimy na pomoc. Mężczyźni nie mają tego w sobie. Wśród kobiet było też mało takich, które podpisały lojalki. Paradoksalnie, wiele z nas to internowanie wzmocniło.

Spojrzeć z innej strony

Razi ją, gdy słyszy, że Gołdap była „złotą klatką”. Choć określenie to pochodzi od samych internowanych. Używali go niezależnie od siebie w miejscach internowania, które nie były więzieniami, lecz domami wczasowymi, o różnym standardzie. „Gołdapianka” Ewa Brojer tak pisała o tęskniących za dziećmi internowanych: „Mały krasnoludek/ Z niebieską rybą / W zielonym ponczo / Poszedł do szlabanu/ Matka została/ Uwięzione w złotej klatce”.

Reklama