Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Życie po śmierci – zajęcia terenowe

Jak pomóc tym, którzy stracili nadzieję?

Anna, prawniczka, wolontariuszka po stracie z byłą podopieczną - Natalią. Dziś Natalia też pomaga innym. Anna, prawniczka, wolontariuszka po stracie z byłą podopieczną - Natalią. Dziś Natalia też pomaga innym. Hanna Musiałówna / Polityka
A potem przyszedł esemes z domu dziecka od najstarszej dziewczynki: „Dzwonili z nieba, że im uciekła aniołek. Niech się pani nie boi, nic nie powiedziałam, gdzie pani jest”.
Wolontariusz Piotr z osieroconym Romkiem. Piotr jest w sztafecie od śmierci ojca.Hanna Musiałówna/Polityka Wolontariusz Piotr z osieroconym Romkiem. Piotr jest w sztafecie od śmierci ojca.

Pierwsze wyjście w teren wolontariuszki Marzeny było skokiem na głęboką wodę. Podczas wizyty zmarła młoda pacjentka i wolontariuszka musiała zająć się czuwającą przy łóżku rodziną. Tak więc wypiła herbatę, posłuchała kilku historii o zmarłej. Od razu poczuła bliskość, na którą zwykle pracuje się latami; oraz zaszczyt.

Dekadę później Marzena może wyliczyć, co jest szczególnie ważne dla nieuleczalnie chorego i jego rodziny. Tak więc na przykład: słuchanie siebie nawzajem i unikanie uporczywego karmienia (jedzenie to zdrowie, uważa rodzina). Albo: myślenie o dniu dzisiejszym, a nie o jutrze (lub, co gorsza, o przyszłym roku).

Łatwizna

Gdy człowiek umiera, jego rodzina musi się podnieść o własnych siłach i zwykle na własny rachunek. Niestety, często się nie podnosi. Dlatego rodzinom należy pomagać. By słowo hospicjum nie kojarzyło im się z kapitulacją, bo ono oznacza opiekę i gościnność.

Marzena zrozumiała to i odczuła mocno, gdy jej tato chorował pod opieką lekarzy i pielęgniarek związanych z hospicjum na warszawskim Targówku. Odkryła wtedy dobroć i oddanie. Na przykład telefony czynne całą dobę, szybki transport morfiny czy łóżka z podnośnikiem. Było oczywiste, że musi się odwdzięczyć. Została wolontariuszką, dziś jest przy Tykocińskiej kierowniczką. (Tak zaczęła się rodzinna sztafeta, bo jej córka obecnie mówi cicho, że zostanie psychologiem; wychowała się, rzec można, w hospicjum).

Ksiądz Andrzej Dziedziul, marianin, dyrektor ośrodka, jako dziecko trafił na cały rok do prewentorium. Stało się to po tym, jak zmarł jego ojciec, a mama straciła zainteresowanie życiem, włącznie z opieką nad synem. Ponieważ był to najgorszy rok w życiu księdza, już jako duszpasterz i dyrektor otoczył też opieką osieroconych przez rodziców nieletnich.

Polityka 52.2011 (2839) z dnia 21.12.2011; Na własne oczy; s. 164
Oryginalny tytuł tekstu: "Życie po śmierci – zajęcia terenowe"
Reklama