Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

O co chodzi w tych protestach?

Wojna o ACTA okiem psychologa

Na proteście przeciw ACTA przed biurem Parlamentu Europejskiego w Warszawie 24 stycznia 2012 r. Na proteście przeciw ACTA przed biurem Parlamentu Europejskiego w Warszawie 24 stycznia 2012 r. Reuters/Peter Andrews / Forum
Awantura wokół ACTA już teraz ma pewne pozytywne skutki.

Joanna Cieśla: Polacy na ogół nie są zbyt skorzy do ulicznych protestów. Dlaczego przyjęcie ACTA tak bardzo ich denerwuje, że manifestują, a nawet wdają się w zamieszki z policją?

Dr Jan Zając: Perspektywa braku wolnego dostępu do Internetu porusza wiele osób czujących, że zagrożone są ich przyzwyczajenia czy nawyki, które stały się ważną częścią ich życia. Boją się, że nie będzie można ściągać plików albo, że zostaną zamknięte serwisy, z których korzystają – niezależnie od tego, na ile te obawy są uzasadnione. Ale na tych demonstracjach gromadzą się bardzo różne osoby, organizacje czy grupy. Niektórzy protestują przeciwko nieprzejrzystemu sposobowi stanowienia prawa, arogancji i ignorancji władzy. Są jednak i tacy, którzy zawsze protestują, przeciwko każdej władzy, albo przeciwko temu konkretnemu rządowi, albo przeciwko Unii Europejskiej. Są też użytkownicy serwisów, które protestują, więc i oni protestują. Wielkie znaczenie ma to, że ten protest jest stymulowany przez grupę liderów opinii, którzy bardzo sprawnie poruszają się w Internecie, wykorzystują narzędzia internetowe, żeby pokazać swój punkt widzenia i przekonać do niego inne osoby, czego rząd kompletnie nie potrafi zrobić.

Politycy chętnie zarzucają protestującym, że nie wiedzą, przeciw czemu protestują. I pewnie faktycznie znikoma część z nich czytała ACTA.

Na tym polega demokracja przedstawicielska, że obywatel nie musi znać szczegółów stanowionego prawa, głosuje na ludzi, którzy znają się na prawie, albo wierzy w to, że się znają. Tym razem jednak wielu protestujących wydaje się lepiej poinformowanych niż ci ustalający regulacje. Niektórzy europosłowie otwarcie przyznają, że nie byli w stanie się zapoznać z umową, na którą się zgodzili. W tym kontekście trudno z nieznajomości prawa formułować zarzut wobec demonstrantów.

Reklama