Smażę, gotuję i piję ten złocistozielony nektar wytłaczany z oliwek. I to zapewne dzięki temu nałogowi nie łysieję, nie miałem zawału, omijają mnie też inne choroby. Moja kuchnia pachnie oliwą, a dania, którymi częstuję rodzinę i przyjaciół, przypominają im wakacje nad Morzem Śródziemnym. Nawet ci, którzy rzadko sięgają po butlę z oliwą, zajadają moje risotta, dorady, ośmiornice czy pieczone szparagi i nie mogą się nadziwić, dlaczego są tak pyszne. A i mięsa, np. greckie kleftiko, czyli jagnięcina z warzywami w papilotach, też zachwycają aromatem i delikatnym smakiem. A to zasługa najlepszego z tłuszczów – oliwy.
Wszystko zaś miało początek w czasach antycznych. Dzieci Zeusa – Posejdon i Atena – upatrzyły sobie małe miasto, leżące pod piękną skałą zwaną Akropolem, i nie mogły dojść do porozumienia, któremu z nich przypadnie ono na własność. Stanęły więc do zawodów. Sędzią tych zmagań został pół wąż, pół człowiek o imieniu Kekrops.
Pierwszy wystąpił Posejdon – uderzył trójzębem w skałę, z której wytrysnęło źródło. Wywołało to powszechny zachwyt. Woda to życie dla wszystkich mieszkańców miasta. Wydawało się, że spór jest rozstrzygnięty, ale Atena obok źródła zasadziła drzewo oliwne. Pokryło się gęsto oliwkami i z tych owalnych owoców zaczęła kapać oliwa. Bogini mądrości otrzymała we władanie miasto, które nazwano od jej imienia. Mieszkańcom Aten do dziś nie brak ani oliwy, ani oliwek.
I w innych miejscach Grecji oliwek jest pod dostatkiem. Parę lat temu archeolodzy odkopali w Zakroi na Krecie gliniany dzban w kształcie stożka, pełen oliwek. Znalezisko liczyło 3,5 tys. lat. Zdążono je obfotografować, zanim oliwki, pod wpływem świeżego powietrza i światła, zaczęły się rozkładać.