16 zabitych, 50 rannych - te dramatyczne liczby to tylko pierwszy rachunek ofiar sobotniego zderzenia pociągów. Kilkadziesiąt osób będzie potrzebować profesjonalnego i długotrwałego wsparcia psychologów i psychiatrów. 10-20 proc. uczestników wypadków i katastrof zmaga się z zespołem stresu pourazowego – zaburzeniem emocji i zachowania pojawiającym się po ciężkich przeżyciach.
Narażeni są szczególnie ci, których relacje dziś obficie cytują agencje: „ciała były na wyciągnięcie ręki”, „miałem dużo szczęścia, bo obok mnie leżały cztery osoby, które nie przeżyły”. Czasem wystarczy być tylko świadkiem zagrożenia czyjegoś życia. Albo odnieść lekkie obrażenia. Ten, kto traci przytomność w czasie wypadku, dokładnie go nie pamięta. A w rozwoju zespołu stresu pourazowego największe znaczenie odgrywa pamięć. Według części teoretyków, niektórzy ludzie nie potrafią dopasować tego, co się zdarzyło, do swojego obrazu świata i siebie. Potraktować wiedzy o wypadku jako wspomnienia – trudnego, ale jednak dotyczącego przeszłości. Usiłują upchnąć tę wiedzę w kącie mózgu, omijać z daleka. A to tylko napędza lęk.
Zespół stresu pourazowego objawia się właśnie niechęcią do rozmów o wypadku, omijaniem okolicy, w której do niego doszło, a z drugiej strony – nieustannymi koszmarami - bywa, że dosłownym przeżywaniem katastrofy od nowa, nawet po latach, w tzw. flashbackach. Człowiek ma wtedy złudzenie, że dramatyczna sytuacja dzieje się jeszcze raz.
Psychiatrzy uznają za normę doświadczanie podobnych przeżyć krótko po wypadku. O zespole stresu pourazowego mówią, gdy utrzymują się dłużej niż miesiąc lub gdy wracają dłuższy czas po tragicznych wydarzeniach.