Kto przyjrzy się ptakom nieco uważniej, dość szybko odkryje ich prywatne sprawy. Gęsi i łabędzie łączą się w pary na całe życie (a przynamniej do śmierci jednego z partnerów). Trochę się też zdradzają, ale nie tak jak najmniejsze ptaszki, których życie uczuciowe to pasmo przelotnych romansów. Będą też krwawe dramaty, niestety, najczęściej kończące się pożarciem głównego bohatera. A także radość spotkań z niespodziewanymi wędrowcami.
Pojawiają się tam, gdzie w ogóle nie powinno ich być, jak słowik syberyjski, który w grudniu 2005 r. poszukiwał owadów na brzegu niezamarzniętej rzeczki na przedmieściach przysypanego śniegiem Białegostoku. Słowiki syberyjskie gnieżdżą się w tajdze wschodniej Azji, grudnie spędzają w tropikalnej Azji Południowo-Wschodniej i dotąd obserwowano je w Europie tylko dwukrotnie. Albo mewy z Ameryki – regularnie odwiedzają Polskę.
Mniej więcej 250 gatunków ptaków zakłada w Polsce gniazda, kolejne sto często tu zagląda, setka pojawia się przez kilka, czasem kilkadziesiąt lat, albo i zupełnie wyjątkowo, jak np. sieweczka morska, której gniazdo znaleziono dotąd tylko raz.
Kto ptasi i po co
Między Odrą i Bugiem widziano więc w ciągu ostatnich dwustu lat 450 gatunków ptaków. To całkiem sporo, niewiele mniej niż na Wyspach Brytyjskich albo w Holandii. Tymczasem w Polsce ptaki podgląda kilka, góra kilkanaście tysięcy osób, natomiast w Wielkiej Brytanii ponad milion. Królewskie Towarzystwo Ochrony Ptaków od lat szczyci się, że jest największą brytyjską organizacją pozarządową. Ekonomiści wyliczyli, że mimo kryzysu Brytyjczycy w ostatnim roku wcale nie ograniczyli wydatków na ziarno i inne specjały sypane ptakom do karmników. W USA książki, lornetki, lunety, kamery, sprzęt do nagrywania głosów, budki lęgowe z kamerami, wysyłające obraz do komputera lub telewizora, ubrania i buty, płyty z głosami, ziarno do karmników, noclegi podczas wycieczek – czyli cały biznes ptasiarski – wart jest 25 mld dol.