Gabrysia
Maćkówka to około tysiąca mieszkańców, sklep spożywczy dwa na dwa metry i właściwie niewiele więcej. Dlatego kiedy dziewczyny kończą szkołę, chcą się stąd wyrwać: do Ameryki, do Warszawy czy choćby na studia do Rzeszowa. Gabrysia też chciała. Ale o studiach na razie nie było mowy, bo jej nie poszło na maturze z matematyki. Pomyślała, że może da się stąd wyrwać przez telewizję. Akurat były eliminacje do „Top Model”. I dziś myśli, że to był błąd. Powinna iść do „X Factor”. W końcu śpiewała na weselach z zespołem Vegas Band: „Szparka sekretarka”, „Cudownych rodziców mam”, „Pociąg” i takie inne „pod nóżkę”. A od początku było wiadomo, że na wybiegową modelkę nie ma warunków, bo jest za niska. Ale to przecież telewizja. Ktoś zauważy, coś zaproponuje. Od dziecka marzyła o show-biznesie.
Kiedy mama Gabrysi oglądała program, łapała się za głowę. Dlaczego ciągle podskakuje, krzycząc, że jest zajebista? Po co, na Boga, mówiła o tej oblanej maturze? Czy musi ciągle powtarzać, że ze wszystkich uczestniczek jej zależy najbardziej, bo w Maćkówce czeka ją tylko pustka? Albo zachwycać się, jakie luksusy są w domu modelek, bo w domu spali na kupie z piątką rodzeństwa.
Gabrysia też łapała się za głowę. Patrzyła w telewizor i myślała: niby ja, a jakby nie ja. Z godzin nagranych rozmów jakoś tak to pocięli i zmontowali, że wykreowali ją na bardziej zajebistą niż jest. Chociaż przyznaje, że faktycznie nie bardzo miała do czego wracać i była zdeterminowana. Kiedy dziewczyny wygrywały kolejne zadania w programie, a ona nie, coś jej się w środku gotowało. Jak zajrzała do Internetu, załamała się kompletnie: że pyskaty kurdupel, że ma krzywą jedynkę, że niby taka zajebista, a odpadła z finału jako druga.