Dziewięć lat temu aresztowano właściciela ośrodka turystycznego w Turawie (województwo opolskie). Został oskarżony o to, że w ośrodku tym wyprodukował ponad 200 kg amfetaminy, którą następnie ukrył na wyspie na Jeziorze Turawskim. Obciążające go informacje pochodziły od gangstera ps. Gruby, występującego w roli świadka koronnego.
Już w 20 dni po aresztowaniu specjaliści z CBŚ stwierdzili, że w ośrodku nie ma żadnych śladów narkotyków, jak również dowodów, że kiedykolwiek były tam produkowane. Ustalono także ponad wszelką wątpliwość, że na Jeziorze Turawskim nie ma wyspy. Mimo to prokurator nie dał się zmylić i przedłużał areszt, licząc widocznie na to, że jakieś ślady i jakaś wyspa w prowadzonej przez niego sprawie w końcu wypłyną.
W efekcie bezkompromisowej postawy prokuratora podejrzany spędził w areszcie 27 miesięcy (nie będąc ani razu przesłuchanym). Nie doprowadziło to jednak do przełomu w śledztwie – ślady narkotyków w ośrodku w tym czasie się nie pojawiły, a na Jeziorze Turawskim nadal nie było żadnej wyspy. Niewykluczone, że pojawiłaby się, gdyby podejrzany posiedział jeszcze rok czy dwa, niestety, miesiąc temu sąd w Opolu uniewinnił go, kończąc sprawę.
Dziennikarz „Rz” spytał uniewinnionego, czy prokurator go chociaż przeprosił. Okazało się, że nie. I chyba słusznie, bo nie po to prokuratorzy walczyli o swoją niezależność, żeby teraz musieli za coś przepraszać. A poza tym, moim zdaniem, przeprosić powinien przede wszystkim gangster Gruby, który w nieelegancki sposób wykorzystał łatwowierność prokuratora i nadużył zaufania, jakim ten go obdarzył.