Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Stosunkowo wąski ocean

Aleksander Doba zdobył tytuł Podróżnika Roku 2015 National Geographic

W samotnej wyprawie trzeba czasem samemu sobie zrobić zdjęcie. W samotnej wyprawie trzeba czasem samemu sobie zrobić zdjęcie. Aleksander Doba / Polityka
W 99 dni przepłynął kajakiem Atlantyk, wrócił, zebrał laury – i ciągle nie ma dosyć. Podróżnik Aleksander Doba, na emeryturze.
Aleksander Doba w wieku 65 lat przepłynął samotnie Atlantyk kajakiem.Łukasz Głowala/Forum Aleksander Doba w wieku 65 lat przepłynął samotnie Atlantyk kajakiem.

Czuł się jak Syzyf. – Im bardziej prąd mnie cofał, tym dłużej i mocniej wiosłowałem. Po pięciu dniach, gdy już mi się wydawało, że wreszcie przesuwam się do przodu, nagle zorientowałem się, że znów jestem w tym samym miejscu – opowiada Aleksander Doba, laureat Super Kolosa 2011 i pierwszy człowiek, który przepłynął kajakiem Atlantyk z Afryki do Ameryki Południowej, wykorzystując wyłącznie siłę własnych mięśni (i woli).

Wygląda trochę jak Robinson Crusoe, trochę jak Rasputin. Bujna siwa broda, długie włosy, głębokie bruzdy na czole. Silne ręce. I skóra kogoś, kto większą część życia spędził pod gołym niebem. – Byłem kiedyś szybownikiem – mówi. – Coś wspaniałego. Lecisz szybowcem, jest cicho, w powietrzu słychać tylko delikatny szum. Wśród szybowników mówiło się, że nic nie zastąpi latania.

Nic. A co dopiero kajak. Tymczasem jako 65-latek Doba znalazł się sam na środku oceanu w – 7-metrowej co prawda, ale jednak łupinie. Jak do tego doszło?

Młoda żona i wojsko

Najpierw była turystyka piesza, nizinna, górska, rower, żeglarstwo i w końcu te szybowce. Przelatał na nich łącznie 250 godzin. Ale po studiach i odpracowaniu trzech lat stypendium w Poznaniu, z rodzinnego Swarzędza przeniósł się za chlebem do Polic. A tam warunki do latania były o wiele gorsze. W dowolnej kolejności: morska bryza, młoda żona, rejon nadgraniczny. – Zamiast latać, wpadałem we frustrację. Latało wojsko – opowiada. – Wracałem do domu, żona pytała: Polatałeś? No, nie polatałem. I w końcu musiałem to zostawić.

Ale przecież nie dla siedzenia w domu w kapciach. – Kolega z zakładów chemicznych w Policach zaczął przebąkiwać o jakimś spływie, namówił mnie, skusiłem się i tak wciągnąłem w te kajaki.

Polityka 25.2012 (2863) z dnia 20.06.2012; Ludzie i Style; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Stosunkowo wąski ocean"
Reklama