W „Rzeczpospolitej” publicysta Piotr Skwieciński zwrócił niedawno uwagę na zjawisko zorganizowanego prześladowania osób wierzących poprzez obrażanie ich uczuć religijnych. Zjawisko to, powiada, jest dziś powszechne i przejawia się w tak obraźliwych i ośmieszających działaniach, jak pląsanie Człowieka Motyla wokół kościelnych procesji czy pseudoartystyczne ekscesy „różnych nergali, dod, nieznalskich et consortes”. Status wierzących „zaczyna przypominać status Żydów w średniowiecznej Europie”, z tą różnicą, że wierzących na razie na ulicach nie biją, ale niewykluczone, że będą.
Fakty są takie, że osoby wierzące są wobec obrażająco-ośmieszających działań bezradne i nie wiedzą, jak się bronić, zwłaszcza że „potężna medialna machina tylko czeka na protest, żeby protestujących ośmieszyć jeszcze bardziej”. W efekcie jeśli zaprotestujesz, narazisz się na śmieszność, a jeśli nie zaprotestujesz, „pozwolisz na dalsze przesunięcie granicy tego, co z tobą czy twoją wspólnotą wolno zrobić”.
Na skutek ośmieszających działań owej „machiny medialnej”, sytuacja społeczności osób wierzących stała się tak dramatyczna, że osoby te, pisze publicysta „Rz”, „zaczynają się siebie wstydzić, nasila się proces ucieczek z tych społeczności”. Trudno się dziwić, w końcu nikt nie lubi, jak się z niego śmieją. A ponieważ państwo nie robi nic, żeby wesołków wyłapać i ukarać, większość tych, którzy z wierzącej społeczności jeszcze nie uciekli „kładzie uszy po sobie”, co niestety jest wodą na młyn dla ośmieszaczy i „umożliwia dalszą eskalację agresji” w postaci coraz bardziej niedwuznacznych pląsów Człowieka Motyla, antykościelnych happeningów i kolejnych instalacji pseudoartystki Nieznalskiej.