Rzecznik do spraw ludzi niewidzialnych
Rozmowa z Bartoszem Szpurkiem, dziennikarzem telewizyjnym i radiowym, osobą niepełnosprawną
Martyna Bunda: – Był pan na powitaniu paraolimpijczyków?
Bartosz Szpurek: – Byłem, ale nie lubię tych celebracji. Na wszystkich takich galach przemawiają notable, celebryci, a dla samych niepełnosprawnych jest pięć minut. Tak też było na powitaniu paraolimpijczyków. Ludzie niepełnosprawni oglądają to potem w Internecie, frustrują się i piszą zjadliwe komentarze. A ja wolałbym na przykład wspólną imprezę dla niepełnosprawnych oraz pełnosprawnych mieszkańców miasta, choćby na pl. Defilad w Warszawie. Nie jesteśmy w stanie sprawić, żeby Kowalski pokochał Nowaka, ale mógłby się do niego chociaż przyzwyczaić.
A nie jest przyzwyczajony?
O, nie. Nawet jeśli dużo osób było zbulwersowanych głośną opinią pana Korwin-Mikkego o paraolimpijczykach, to jednocześnie większość ludzi myśli stereotypowo. Niepełnosprawności niewiele mają ze sobą wspólnego – fizyczna, sensoryczna, intelektualna. Jak te osoby wrzucić do jednego worka? A jednak większość wrzuca. Zwykle do worka „imbecyl”. Mało co bardziej mnie irytuje niż kilkukrotne dopytywanie, czy aby na pewno zrozumiałem.
Jestem po dziecięcym porażeniu mózgowym, co wiąże się z niedowładem dłoni i specyficznymi, niekontrolowanymi ruchami ciała. Do czwartego roku życia nie chodziłem, zostały mi pewne widoczne ograniczenia. Ludzie w tramwaju zawsze zastanawiają się, czy to jest facet, który strzelił sobie działkę, co z nim nie tak. Jestem człowiekiem, który ma umysł, myśli, czuje. Jestem dziennikarzem, wykładowcą na paru uczelniach. Jestem tym już bardzo zmęczony: od 32 lat codziennie czuję się zobowiązany, by w przypadkowych miejscach udowadniać przypadkowym ludziom, że nie jestem debilem.