Oferta została skierowana do wszystkich osób, które uważają, że posiadają jakiekolwiek ponadnaturalne moce, czyli potrafią dokonywać rzeczy niedających się wyjaśnić ani racjonalnie, ani w oparciu o wiedzę naukową – np. umiejących przerzucić kartkę książki siłą umysłu lub rozmawiać z duchami zmarłych. A takich ludzi w naszym kraju (i na świecie) nie brakuje. Według szacunków „Gazety Prawnej” z 2010 r. samych wróżek i jasnowidzów – tych zarejestrowanych, jak i działających w szarej strefie – jest w Polsce ok. 100 tys.
Ile można zarobić? Co najmniej milion euro, czyli ponad 4 mln zł. Taką sumę od 1 października br. oferuje belgijsko-flamandzki klub sceptyków SKEPP. Ogłoszony przez niego konkurs nosi nazwę „Nagroda Syzyfa”, a okrągłą sumę przekazał na ten cel darczyńca zastrzegający sobie anonimowość. Ponieważ stowarzyszenia sceptyków z różnych krajów współpracują ze sobą, to Polacy będą mogli (przynajmniej w pierwszym etapie) sięgnąć po ów milion za pośrednictwem Klubu Sceptyków Polskich (KSP).
W skrócie procedura ubiegania się o Nagrodę Syzyfa będzie wyglądała następująco: każdy chętny musi zgłosić się do KSP i ustalić z ekspertami, czy jego twierdzenia są testowalne. Jeśli nie, eksperci pomogą mu je przeformułować i zalecą przetestowanie ich w domu, aby uchronić się przed niepotrzebnymi kosztami. Następnie kandydat do nagrody powinien podpisać umowę i wpłacić 50 euro wpisowego.
Kolejny etap to poddanie się testowi zorganizowanemu przez KSP na terenie Polski według wcześniej uzgodnionej i zatwierdzonej przez obydwie strony procedury. Jeśli zakończy się on sukcesem, kandydat do Nagrody Syzyfa otrzyma zwrot 50 euro oraz dostanie dodatkowe 500 euro. Tylko przejście tego wstępnego egzaminu w kraju zamieszkania będzie gwarantować przystąpienie do głównego testu. Ten odbędzie się w Belgii i jeśli uczestnik wykaże, że np. umie wykrywać różdżką cieki wodne albo rozmawiać z duchami zmarłych, zainkasuje milion euro.
Do oceny przebiegu testu wstępnego będzie każdorazowo powoływana przez KSP specjalna komisja. – Jej skład uzależniony zostanie od dziedziny, której dotyczy rzekoma ponadnaturalna umiejętność. Właśnie powstaje lista naszych ekspertów i jest już na niej kilku profesorów oraz doktorów medycyny oraz psychologii, a także iluzjonista – mówi dr Tomasz Witkowski z KSP, który sam jest psychologiem. Przypomina przy okazji, że przystąpienie do testów jest jednoznaczne ze zgodą na upublicznienie ich wyników i przebiegu, a każda próba będzie filmowana.
Wielkie testowanie
Jeśli wziąć pod uwagę deklarowaną przez wróżki czy jasnowidzów skuteczność ich mocy, milion euro przeznaczony na Nagrodę Syzyfa powinien znaleźć właściciela w ciągu najbliższych kilku tygodni. Dotychczasowe doświadczenia dają jednak niemal stuprocentową pewność, że pieniądze anonimowego donatora ani przez chwilę nie będą zagrożone. Tym bardziej że tego typu pieniężne nagrody sceptycy oferują w wielu krajach od lat. – W sumie może to być nawet kilkanaście tysięcy testów zdolności paranormalnych przeprowadzanych każdego roku – mówi dr Witkowski. – Ale jeszcze nigdzie nie stawiła się na nie osoba, która przeszłaby taką próbę, za to wiele się ośmieszyło. Można więc przypuszczać, że znani uzdrowiciele, jasnowidze i inni robiący karierę medialną posiadacze rzekomych cudownych mocy, nie będą się starać o Nagrodę Syzyfa.
Dlatego raczej nie zgłosi się do KSP słynny „jasnowidz z Człuchowa”, czyli Krzysztof Jackowski. Choć podobno już raz chciał podjąć rękawicę rzuconą przez sceptyków. Chodziło o nagrodę miliona dolarów ustanowioną przez bardzo znanego amerykańskiego sceptyka i iluzjonistę Jamesa Randiego. Ta przeznaczona jest dla pierwszej osoby, która udowodni swoje paranormalne moce. W 2004 r. do fundacji Randiego przyszedł e-mail z Niemiec od niejakiego Martina Tredera, który przedstawił się jako człowiek upoważniony przez Jackowskiego do złożenia aplikacji. Ponieważ zgodnie z regulaminem nagrody, każda ubiegająca się o nią osoba sama musi się zgłosić, wniosek Tredera odrzucono. A Jackowski sam aplikacji nie wysłał. Warto też dodać, że jasnowidz nie przyjął propozycji poddania się weryfikującemu jego zdolności testowi, złożonej w 2010 r. przez Sopockie Towarzystwo Naukowe.
Milion od Randiego
James Randi swoją nagrodę oferuje już od 1964 r. Początkowo był to tysiąc dolarów (na tamte czasy całkiem spora suma), ale już kilkanaście lat później amerykański sceptyk oferował 10 razy wyższą sumę. Wtedy też doszło do jednego z najsłynniejszych testów, który odbył się na żywo przed kamerami telewizyjnymi programu „That’s My Line”.
Swoje paranormalne umiejętności postanowił tam udowodnić niejaki James Hydrick. Twierdził, że posiadł od tajemniczego chińskiego mistrza (potem się okazało, że w ogóle kogoś takiego nie było) zdolność psychokinezy, czyli poruszania przedmiotów siłą umysłu.
Ubrany w strój Bruce’a Lee zaprezentował na oczach telewidzów, jak bez dotykania przesuwa położony na krawędzi stołu ołówek oraz przewraca stronę książki telefonicznej. Szybko odpowiedział na to obecny w studiu James Randi, pokazując, jak łatwo można wywołać ręką ruch powietrza, który przemieści ołówek. Była to zatem zwykła iluzjonistyczna sztuczka.
Z kolei wokół książki telefonicznej Randi rozsypał paseczki styropianu i poprosił Hydricka, by jeszcze raz mocą umysłu przewrócił jej stronę. Gdyby zrobił to dmuchnięciem, jak podejrzewał Randi, rozsypałyby się również kawałki styropianu, obnażając cyrkowy trik. Hydrick przez kilkadziesiąt sekund koncentrował się i wykonywał magiczne gesty, ale strona książki ani drgnęła. W końcu stwierdził, że styropian elektryzuje się od światła w studiu telewizyjnym i powoduje sklejanie stron, co z kolei nie pozwala na ich przewrócenie. A on siłą umysłu jest w stanie poruszać w tym momencie tylko lekkie obiekty.
Wytłumaczenie to odrzucili obecni w studiu eksperci, więc Randi czek na 10 tys. dol. schował z powrotem do kieszeni (cały nagrany wówczas program można dziś obejrzeć na YouTube). Hydrick zaś, który później został zdemaskowany także przez innego iluzjonistę, od kilkunastu lat siedzi w więzieniu w Kalifornii skazany za przestępstwa seksualne, m.in. molestowanie chłopców.
Po nagrodę Randiego, która w międzyczasie urosła do miliona dolarów, w sumie zgłosiło się ponad tysiąc osób, ale żadna z nich nie przeszła nawet wstępnego testu (podobnie jak w przypadku Nagrody Syzyfa, też trzeba przejść wstępny pierwszy etap na warunkach uzgodnionych przez obydwie strony). Co ciekawe, nie było wśród nich kogokolwiek spośród grupki kilkorga często występujących w amerykańskiej telewizji (i zarabiających na tym krocie) jasnowidzów oraz ludzi rzekomo kontaktujących się z duchami. Choć w 2001 r. przez moment wydawało się, że dojdzie do co najmniej jednej głośnej konfrontacji. Sylvia Browne w słynnym talk-show „Larry King Live” nadawanym przez CNN zadeklarowała, że zgłosi się po oferowany przez Randiego milion.
Browne twierdzi, że potrafi przewidywać przyszłość oraz rozmawiać z duchami. Obecnie za 20–30-minutową konsultację przez telefon pobiera 850 dol., a klientów ma zapisanych na rok naprzód. Swoją popularność zbudowała głównie dzięki występom w telewizji i publikowanym książkom, mimo bardzo licznych wpadek – np. w jednym z programów na żywo powiedziała rodzicom zaginionego chłopca, że na pewno został porwany i zamordowany, tymczasem niedługo później odnalazł się żywy.
Sylvia Browne, pomimo złożonej na oczach tysięcy telewidzów deklaracji, nigdy jednak nie zgłosiła się do fundacji Randiego. Najpierw twierdziła, że nie wiedziała, gdzie go szukać, co amerykański sceptyk złośliwie skomentował w CNN: „Ona, jasnowidz, nie mogła mnie znaleźć?! Przecież wystarczyło sięgnąć do książki telefonicznej”. Później zaś podawała w wątpliwość istnienie pieniędzy przeznaczonych na nagrodę, domagając się, by zostały umieszczone w specjalnym depozycie. Randi zgodził się uczynić dla niej wyjątek i przekazać sumę do depozytu, ale mimo to Browne do dziś nie zgłosiła się na test.
Bóg w uchu
Dlatego amerykański sceptyk niekiedy musiał obnażać różnych hochsztaplerów na innej drodze, niż poprzez zaproszenie do udziału w teście. Jedną z takich osób był znany w latach 80. ubiegłego wieku amerykański uzdrowiciel i telekaznodzieja Peter Popoff. Jego występy robiły spore wrażenie, gdyż potrafił wybierać osoby spośród znajdujących się na widowni, mówić, na co są chore, jak się nazywają i gdzie mieszkają. Twierdził przy tym, że informacje te dostaje od samego Boga, który pozwala mu również wyrzucać choroby i diabła z ciał innych ludzi.
Randi nie dał się na to nabrać i zatrudnił detektywa, który użył skanera wyszukującego transmisje radiowe. Okazało się, że Popoff miał w uchu słuchawkę bezprzewodową, a znajdująca się za kulisami żona podpowiadała, do kogo ma podejść i co powiedzieć. Informacje zbierała zaś z pomocą współpracowników przed imprezami prowadzonymi przez męża.
Ta kompromitacja spowodowała, że w 1987 r. Popoff ogłosił bankructwo. Jednak 20 lat później media znów się nim zainteresowały. Okazało się, że wrócił do „uzdrawiania”, a dodatkowo w telewizji reklamuje flakoniki z leczącą cudowną wodą, które sam przygotowuje. Jak ustalili telewizyjni reporterzy, żyje mu się dobrze w willi w Los Angeles wartej 2,3 mln dol., a jego zarobki wyniosły w 2005 r. 23 mln dol.
Jednak chyba najsłynniejszym starciem w historii Randiego było spotkanie, choć niebezpośrednie, z Uri Gellerem. Urodził się on w Izraelu, ale robił wielką karierę na całym świecie w latach 70. i 80. XX w. Rzekome zdolności paranormalne przyniosły mu status celebryty.
Geller robił duże wrażenie, zginając metalowe przedmioty, głównie łyżki, poprzez pocieranie ich jednym palcem. Twierdził również, że potrafi czytać w myślach i dawał pokazy, podczas których jakaś osoba rysowała na kartce obrazek, chowała do koperty, a Geller na kawałku papieru odtwarzał ten rysunek.
Randi obnażył Gellera w wydanej na jego temat książce, gdzie opisał, jak za pomocą iluzjonistycznych trików można osiągnąć dokładnie te same efekty. Randiemu udało się go dopaść, choć niebezpośrednio, w 1973 r. w programie telewizyjnym na żywo zatytułowanym „The Tonight Show”.
Jego gospodarz, Johnny Carson, sam będący iluzjonistą, poprosił Randiego o pomoc. Ten zaś doradził, by Geller mógł wybrać do pokazu zginania jakiś metalowy przedmiot, ale tylko spośród dostarczonych przez Carsona. I żeby pilnował, aby Geller ani nikt z osób mu towarzyszących nie mógł ich wcześniej dotykać. Randi polecił też wcześniej zamknąć szczelnie w kopercie rysunki wykonane przez współpracowników Carsona. Geller był tym mocno zaskoczony i początkowo udawał, że weźmie udział w teście. W pewnym momencie oświadczył jednak, że gospodarz programu jest bardzo podejrzliwy, stresuje go, a on nie czuje się tego wieczoru wystarczająco silny.
Mimo tej kompromitacji Geller prowadził programy w telewizji i wydawał książki na swój temat przetłumaczone na wiele języków. Jak twierdzi, firmy zatrudniały go nawet do poszukiwań złóż złota.
Ezoteryczny biznes
„Gazeta Prawna” szacuje wartość tylko dwóch polskich kanałów telewizyjnych z wróżbami oraz portali internetowych o podobnej tematyce na 100 mln zł, a liczbę ich klientów na 3 mln. Jasnowidzom czy wróżkom znacznie łatwiej jest wyciągać pieniądze od rzesz naiwnych ludzi, niż udowodnić swoje niezwykłe umiejętności.
Dlatego Belgowie – których nagroda będzie do zdobycia tylko do października 2013 r. – bardzo trafnie nazwali test zdolności nadnaturalnych Nagrodą Syzyfa. Po pierwsze bowiem, zawsze znajdą się tacy, którzy uwierzą w swoje moce i zapragną je udowodnić. Po drugie zaś „syzyfowym wysiłkiem”, choć oczywiście wartym podejmowania, jest obnażanie oszustw różnych jasnowidzów, radiestetów czy wróżek. Przypadki m.in. Uri Gellera i Sylvii Browne dowodzą, że nawet publiczna kompromitacja nie przekreśla takich karier. Zawsze znajdą się tacy, którzy uznają, że należy mieć otwarty, a nie sceptycznie zamknięty umysł. Nawet jeśli takie „otwieranie umysłu” z reguły kończy się otwieraniem i opróżnianiem portfela.
I mimo że – jak przestrzegał w jednej ze swoich piosenek komik i sceptyk Tim Minchin – „jeśli otworzysz swój umysł zbyt szeroko, wypadnie ci mózg”.