W Radiu TOK FM nikt za bardzo nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy zaczęła tu pracować. Bo była pierwsza, od zawsze, i właściwie trudno sobie wyobrazić to radio bez niej. Wyrazista, mocna, stanowcza, budziła skrajne emocje. Gdy znikła z anteny, słuchacze nie wierzyli, że to przez chorobę. Pisali maile do redakcji: „Oddajcie nam Annę Laszuk”, „Co się stało z panią Anią? Najlepszą dziennikarką tego radia”, „Była zbyt kontrowersyjna? Stałym słuchaczom należy się informacja. Traktujemy was jak bliskich sobie ludzi”. Gdy podano informację o jej śmierci, ludzie dzwonili do radia i łamał im się głos, mówili, że po tylu latach nie potrafią wyobrazić sobie poranków bez „Komentarzy” Anki.
– O jej programie mówiliśmy, że to pasmo frontowe – mówi Zuzanna Piechowicz, sekretarz redakcji. – Komentowało się najświeższe newsy i wydarzenia. Trzeba było działać i reagować szybko. Rozmówców umawiało się na bieżąco. Świetna szkoła zawodu.
Tę szkołę przeszli wszyscy młodzi trafiający do TOK FM; najpierw stażowali u Anki. Lekcja pierwsza, całkiem odwrotna niż na studiach: zimny obiektywizm nie istnieje. Dziennikarz ma poglądy i nie ma co udawać, że jest inaczej. Ona nie ukrywała, że jest feministką i lesbijką zaangażowaną w walkę o prawa mniejszości. Wystarczy, że będziecie sprawiedliwi, przekonywała młodych. I że granice trzeba stawiać ostro.
Kiedy w dniu zamachu na WTC prowadziła program i w telefonach od słuchaczy pojawiały się wątki antysemickie, ucinała je ostro i momentalnie. Zapraszani do studia politycy prawicy trochę się jej bali, bardziej się pilnowali, żeby nie wypsnęło im się coś seksistowskiego czy homofobicznego. Lewicy zdarzało się to częściej. „No to się pan chyba zagalopował, panie pośle”, komentowała ze śmiechem, gdy miała lepszy humor.