Baza to dla młodej polszczyzny szczególny punkt odniesienia. A nawet punkt oparcia, coś jak grunt pod nogami. „Czaić bazę” to od lat tyle, co „rozumieć”. O „połączeniu z bazą” mówiło się, gdy ktoś słuchał muzyki na słuchawkach jednym uchem, a drugie zostawiał odkryte, żeby słyszeć, co się dzieje dookoła. Teraz jednak dochodzi do tego „bezbazie”, którego definicję znalazłem w słowniku Vasisdas.pl. Mówi ona o braku kontaktu z bazą, czyli o stanie otępienia, rozkojarzenia, braku koncentracji, ogłupienia, letargu, konsternacji lub nawet przedawkowania używek.