Na windykację nie powinno się jechać w garniturze, bo dłużnicy mają do nich awersję. To ludzie w garniturach wciągnęli ich w długi. Przynajmniej tak to wygląda z ich perspektywy. Samochód nie powinien być oznakowany ani za drogi. Najlepiej taki zupełnie niewpadający w oko. No i nie można parkować pod oknem, bo dłużnik to człowiek o podwyższonej gotowości. Zobaczy obcy samochód przed domem i do wieczora nikomu nie otworzy. I jeszcze jedna zasada: dłużnik nie może zapomnieć o swoim zobowiązaniu. Reszta to już kwestia osobistego stylu pracy windykatora.
Od kiedy weszła ustawa o stalkingu – uporczywym nękaniu – nie można już dłużnika prześladować hurtowo rozsyłanymi przez system esemesami. Ale zadzwonić co tydzień można. Spotkać się i zapytać o zdrowie co dwa tygodnie też można. Troską o zdrowie można podzielić się z przełożonym dłużnika, jeśli takiego ma. Można jeszcze wysłać do jego znajomych wezwanie do komornika do złożenia wyjaśnień pod rygorem grzywny 500 zł. Wiadomo, że nic nie powiedzą, ale zadzwonią do człowieka i spytają, dlaczego komornik ich ciąga. Będą pracować na windykatora. Do znanej osoby można też zatelefonować z pytaniem, którą gazetę lubi czytać najbardziej.
Rozgrzewka
Robert w windykacji przepracował całe życie zawodowe. Każdego dnia drukuje z systemu informatycznego swojej firmy około 10 ludzkich historii. „Kredyt wzięliśmy na remont obory. Co z pola się zbierze, to zwierz zje. Na handel to już prawie nic nie zostaje. A z mleka to się ostatnio wyżyć nie da. Tylko jak żeśmy się kredytowali, to nam nie mówili, że to się tak porobi. To my może coś wpłacimy”. Po tej rozmowie telefonicznej kontakt z dłużnikiem się urwał, więc sprawa spadła do terenu.