Polska medycyna bije kolejne rekordy. „Gazeta Wyborcza” doniosła, że na 86 lekarzy, którzy przystąpili do państwowego egzaminu specjalizacyjnego z anestezjologii, zdało zaledwie 13. Jak się okazuje, to najgorszy wynik w historii. Lekarze, którzy egzamin oblali, wykluczają, że powodem były braki w wiedzy. Twierdzą natomiast, że nie mieli szans się nią wykazać, gdyż test był fatalnie przygotowany. Winę za to ponosi podobno kilkunastu profesorów – wybitnych specjalistów z dziedziny anestezjologii – którzy nie potrafili ułożyć pytań w taki sposób, aby dało się na nie prawidłowo odpowiedzieć.
Zdający narzekają np., że aby przygotować się do testu, musieli przeczytać zbyt wiele podręczników zaleconych przez organizatorów testu. Podczas gdy chirurdzy czy neurolodzy muszą zajrzeć do zaledwie kilku książek, na liście dla anestezjologów jest aż 16 pozycji, w sumie kilkanaście tysięcy stron. Nie ma się co dziwić, że przeciętnemu anestezjologowi trudno jest tak wiele stron przeczytać, a do tego jeszcze zapamiętać.
Głośno mówi się o tym, że cztery lata temu po egzaminie specjalizacyjnym z interny, który oblała połowa zdających, interniści postawili się i wywalczyli skrócenie listy podręczników stanowiących podstawę do egzaminów. W efekcie wyniki egzaminów wyraźnie się poprawiły i przybyło wykwalifikowanych internistów ze specjalizacją. Anestezjolodzy chcą dokładnie tego samego.
Konsultant krajowy w dziedzinie anestezjologii twierdzi, że jest to niemożliwe, gdyż anestezjologia to dziedzina bardziej obszerna od interny. Być może, ale jeśli tak, to warto się zastanowić, czy anestezjologia musi być aż tak obszerna?