Myślałem, że zamiast pójść na „Pokłosie” Pasikowskiego, wystarczy przeczytać recenzje i już wszystko wiadomo. Idąc do kina, człowiek naraża się na szereg nieprzyjemności, a to: fatyga w zimną listopadową porę, wydatek na bilet, przebywanie w ciemności w sali, która jest do połowy pusta (na „Pokłosiu” też), podczas gdy druga połowa rozmawia przez komórki, chrupie popcorn, a to wszystko w dyskretnym zapaszku starego tłuszczu.