Głównym tematem medialnym ostatnich dni stała się mowa nienawiści. Jak wiadomo, dla niektórych środowisk mowa ta jest dziś jedyną poprawną formą wysławiania się, sygnalizowania potrzeb, bolączek i najskrytszych tęsknot.
Nawoływanie do wyeliminowania mowy nienawiści z przestrzeni publicznej osoby nienawidzące odbierają jako jawną dyskryminację i próbę wykluczenia ich z debaty o sprawach kraju.
– To skandal. Nasyła się na nas psychiatrów, ABW, prokuraturę, a mainstreamowe media zatruwają nas drętwą mową-trawą o miłości i porozumieniu. Doszło do tego, że jedynymi oprócz Internetu miejscami, gdzie możemy dziś bez obaw szczuć, siać nienawiść i liczyć na życzliwy odbiór, są aule katolickich uczelni, katolicka rozgłośnia, jedna gazeta i dwa tygodniki – skarży się znany prawicowy publicysta.
O ile jeszcze kilkanaście lat temu grupa osób nienawidzących obejmowała przeważnie osoby starsze i słabo wykształcone, o tyle obecnie skupia ona wielu artystów, dziennikarzy, znanych polityków, księży i profesorów.
Z obserwacji działającego od niedawna Instytutu Podstawowych Problemów Psychopatologii Mowy Nienawiści wynika, że osobom nienawidzącym nienawiść odbiera rozum, w wyniku czego stają się niezwykle agresywne w mowie i piśmie.
– Prawda jest taka, że większość z nich co rano bierze do rąk gazetę lub włącza telewizor i zaczyna tryskać jadem. Zresztą niech pan sam spyta tamtego – dyrektor Instytutu pokazuje poddawanego właśnie specjalistycznym badaniom adiunkta, który drze na strzępy egzemplarz „Gazety Wyborczej”.
– Nienawidzę Komoruskiego, Platformy, sprzedawczyków z „Wyborczej” i TVN – wyjaśnia adiunkt, ocierając pot z czoła.