Pomyślmy przez chwilę o włosach. Konkretnych. Najlepiej seksownej gwiazdy filmowej. Mogą być platynowe loki Marilyn Monroe lub Scarlett Johansson, ciemne i proste Angeliny Jolie albo Catherine Zeta-Jones. Pukle młodego Brada Pitta, Pierce’a Brosnana, eleganckie srebro George’a Clooneya. Są piękne, zmysłowe – często to w nich tkwi prawdziwy powab gwiazd. A teraz wybierzmy jeden z tych seksownych włosów i wyobraźmy go sobie... w naszej zupie albo w toście z serem. Coś, co przed chwilą zachwycało, nagle staje się obrzydliwe.
To tylko pierwszy z brzegu dowód na to, że atrakcyjność włosów – jak żadnej innej części ludzkiego ciała – zależy od kontekstu. Ani kolor oczu, ani wzrost, ani nawet proporcje sylwetki nie podlegały tak licznym rygorom ani umowom społecznym – przekonuje Yves Le Fur, kurator paryskiego muzeum Quai de Branly. Czym innym jest gładka główka noworodka, a czym innym brak włosów po ciężkiej chorobie. Na wystawie „Cheveux chéris” znalazło się ponad 250 eksponatów związanych z fryzurami: od obrazów, zdjęć i filmów przez obiekty, od których włos się jeży na głowie, takich jak maski Tsantsa – wygotowane i zredukowane do rozmiaru pięści ludzkie głowy, jeden z najważniejszych trofeów Indian Jivaro. Włosy przez wieki były symbolem władzy, ale także sprzeciwiania jej się, konformizmu oraz buntu, mądrości oraz głupoty, piękna oraz brzydoty i choć odgrywały ważną rolę niezależnie od szerokości geograficznej, trudno o jedną i wyczerpującą teorię na ich temat. „Zawsze porastały granicę między konformizmem a wyuzdaniem” – pisze kurator. Dlatego podzielmy włos na czworo.
Potęga na głowie
Wędrówka po pokręconym świecie włosów zaczyna się od portretów czterech frankońskich królów, autorstwa m.in. Jeana-Louisa Bezarda. Władcy mają gładkie, zadbane fryzury, wyrażające absolutną kontrolę nad wszystkimi elementami otoczenia, dobrobyt i atrakcyjność. – Przez większą część znanej nam historii długie włosy były bardzo cenione, oznaczały odwagę, władzę, siłę, majestat – komentuje Waldemar Kuligowski, antropolog kultury. – Spójrzmy na biblijnego Samsona, który miał siłę, póki miał długie włosy. Wojownicy pewnego plemienia Indian zwijali swoje długie włosy w rulon pod pachą, bo wierzyli, że to w nich jest zaklęta cała ich potęga. Dlatego też zdzierali skalpy, żeby odebrać przeciwnikowi siłę – dodaje.
Europejscy królowie zazwyczaj nosili więc długie włosy. Z nożycami fryzjera nie spotykali się też artyści, prorocy i ludzie wolni. „Tylko biedota w średniowiecznej Francji nie miała prawa nosić długich włosów” – zwraca uwagę Le Fur. Manifestacja władzy z czasem stała się modą i jak każda moda w końcu stała się karykaturą samej siebie. Francuski król Ludwik XIV, panujący na przełomie XVII i XVIII w., wylansował bujne peruki, które nosiły także dobrze urodzone kobiety. Trend ten rósł przez kolejne dekady w siłę, a na początku XVIII w. modne stały się pudrowane na biało peruki – z czasem ozdabiane wstążkami, wykończone specjalnym czepkiem.
Szał na sztuczne włosy osiągnął szczyt – także dosłownie – pół wieku później, w czasach Marii Antoniny, której nadworna stylistka Rosa Bertin, przez złośliwych nazywana ministrem mody, oraz fryzjer królowej Leonard tworzyli skomplikowane konstrukcje, wysokie na kilkadziesiąt centymetrów. Z pudrowanych loków nadworni fryzjerzy robili coś między obrazem a rzeźbą – umieszczali w nich sztuczne ptaki, kwiaty, pióra i klejnoty, co było także wyrazem fascynacji architekturą. Imponująca budowla była modna, ale też ciężka i niewygodna, o czym przekonała się Keira Knightley, grająca XVIII-wieczną arystokratkę (w tym wypadku brytyjską) w filmie „Księżna”. Aktorka w przerwach między ujęciami miała do dyspozycji specjalny stelaż, na którym opierała ważącą kilka kilogramów perukę.
Moda na skomplikowane i ciężkie jak królewska władza peruki skończyła się razem z wybuchem rewolucji francuskiej, a możni, którzy uniknęli spotkania z gilotyną, nosili przez kolejne dziesięciolecia naturalne fryzury.
„Co ciekawe, dziś nikt długich włosów nie kojarzy z władzą – mówił Yves Le Fur w wywiadzie dla BBC. – Czy możemy sobie wyobrazić premiera z lokami spływającymi miękko po garniturze?”.
Politycy noszą dziś anonimowe, gładkie fryzury, które mają świadczyć o tym, że ich właściciele są zrównoważeni, spokojni i godni zaufania. Długie włosy noszą artyści i wolne duchy. – Proszę zwrócić uwagę, że elita wygląda dziś podobnie, wyjątkiem jest Janusz Palikot, ale to filozof i humanista – mówi Kuligowski. – Znaczące jest też, że kobiety wchodzące do polityki noszą krótkie fryzury, tak samo jak zakładają męskie ubranie, aby wyrównać do męskiego standardu.
Wyjątkiem w tej klasie była choćby Renata Beger z Samoobrony, nosząca długie włosy, czasem zaplecione w warkocz, co zresztą sygnalizowało, że posłanka reprezentuje wiejski, tradycyjny i konserwatywny elektorat. Z fryzury – jakości trwałej, koloru farby i sposobu upięcia – można się wiele dowiedzieć o statusie. „Włosy są wyznacznikiem pozycji” – nie ma wątpliwości cytowana przez kuratorów projektantka mody Sonia Rykiel, której znakiem firmowym są, obok dzianinowych swetrów w paski, bujne, lekko kręcone rude włosy do ramion.
Mimo zmian w kulturze i trendów, skojarzenie włosów z siłą witalną zachowało swoją moc. Widok łysego człowieka mimowolnie kojarzy się ze słabością i chorobą; chyba że nosi on stylowe okulary, garnitur lub obcisłe rurki, kurtkę typu flek i ma agresywny wyraz twarzy.
Przemoc z głowy
Krótkie włosy były oznaką poddaństwa, podległości i zależności. Do zera ścinano je niewolnikom oraz tym, którzy wolność tracili przejściowo: żołnierzom, więźniom, robotnikom w fabrykach, wariatom przyjmowanym do domów dla umysłowo chorych, więźniom obozów koncentracyjnych. Golenie włosów odbiera tożsamość indywidualną i zastępuje ją zbiorową, odbiera prawo do samostanowienia i zmusza do przestrzegania narzuconych reguł. Może też być karą za łamanie niepisanych zasad, przemocą, jaką można stosować poza prawem, bo oficjalnie żadnego z nich nie łamie. Jednym z najbardziej szokujących eksponatów paryskiej wystawy są zdjęcia kobiet, którym w latach 30. i 40. golono włosy do skóry za kolaborację lub romans z wrogiem. Publiczne strzyżenie odbywało się między innymi we Francji, Niemczech, Hiszpanii, a także w Polsce.
– W gruncie rzeczy kobiety nie odniosły żadnych obrażeń, bo przecież włosy odrastają. Ale nie ma wątpliwości, że były torturowane i upokarzane – mówi Hélčne Fulgence, kierowniczka wystawy. – To jeden z licznych dowodów na to, że włosy są siedliskiem ludzkiej godności.
Waldemar Kuligowski: – Kamil Sipowicz opowiadał mi, że główną represją stosowaną przez milicję wobec polskich hipisów było ścinanie włosów.
Strzyżenie jako akt oddania wolności nie musiało być represją – dla mnichów i zakonników tonsura jest jednym z rytuałów przejścia do stanu duchownego i oddaniem się w dyspozycję Bogu. Ofiarowują się nie tylko duchowni: w Indiach setki tysięcy ludzi przychodzą do świątyni, gdzie golą włosy i oddają je w prezencie bogu Wisznu, z czego korzystają później międzynarodowe firmy handlujące włosami. Boska waluta bywa wymieniana na dolary i euro, co kapitalnie pokazują dwaj włoscy reżyserzy w dokumencie „Hair India” (w Polsce wydanym przez Against Gravity w boksie „Oblicza Indii”) – skup, obróbka i sprzedaż hinduskich włosów na Zachodzie to nowa forma wyzysku, w której przyprawy, złoto czy ropę zastąpiły włosy. Te ostatnie czasem są jedyną rzeczą, jaką można wymienić na pieniądze, jak w „Małych kobietkach” Louisy May Alcott, gdzie główna bohaterka Jo March sprzedaje swoje loki, aby zebrać pieniądze na podróż matki do rannego podczas wojny secesyjnej ojca.
Łagodniejsze formy dozoru i kontroli przetrwały do dziś w formie dress code’u – mężczyźni pracujący w korporacjach muszą mieć krótkie włosy, a kobiety, jeśli mają włosy dłuższe niż do ramion, są zobowiązane je spinać. Bo włosy, tak jak dekolty i krótkie spódniczki, są zmysłowe. – Dawniej, gdy nie można było opisywać uroków kobiecego ciała, śpiewano i mówiono o włosach. To one były nośnikiem i symbolem erotyzmu, więc normą było ich przykrywanie – mówi Waldemar Kuligowski. Włosy swobodne, rozpuszczone i naturalne nadal są czymś prywatnym – kto nie wierzy, niech spróbuje wyjść na ulicę we fryzurze „prosto z łóżka”, nieuczesanej, nieułożonej i pewnie nieumytej. Równie wstydliwy byłby tylko spacer nago. Intymne są czynności związane z myciem i nakładaniem włosów – widok żony w wałkach na głowie to dla wielu mężczyzn znak, że w małżeństwie skończyły się tajemnice i erotyczne napięcie.
Wystawa bada też stereotypy związane z kolorami włosów. Te wszyscy znamy: blondynki są atrakcyjne, uległe i głupie, rude wredne i podstępne, brunetki inteligentne i niebezpieczne. Ile w nich prawdy i skąd się wzięły? Właściwie trudno stwierdzić. – Kolor blond jest najrzadszy, dlatego kobiety o naturalnych jasnych włosach są uznawane za najbardziej atrakcyjne – komentuje Kuligowski.
Szał na blondynki wyjaśnia też psychologia ewolucyjna – jasna cera i włosy, pełne usta i biodra były znakiem dobrego zdrowia i płodności, więc nadal nieświadomie uznajemy je za najbardziej atrakcyjne. O pociągający wizerunek złotowłosych kobiet dbali malarze, tacy jak Tycjan i Botticelli, oraz Hollywood – fabryka piękności, z których producenci robili gwiazdy. Najbardziej lubili te o jasnych włosach. Pierwszą z nich była Jean Harlow, która zagrała w filmach takich jak „Platynowa blondynka” oraz „Wybuchowa blondynka” – oryginalny tytuł tego filmu „Bombshell”, oznaczający seksbombę, przez dekady odnosił się tylko do blondynek, co zresztą widać w polskim tłumaczeniu.
Dopiero po dekadach uznano, że zmysłowe i pożądane mogą być kobiety o wszystkich kolorach włosów. Gdy Harlow umarła w wieku 26 lat, po Hollywood krążyła plotka, że aktorka śmiertelnie zatruła się domową farbą do włosów, składającą się z amoniaku, wybielacza, detergentu i płatków mydlanych. Blondynki w filmach są seksowne, głupie i zabawne (Marilyn Monroe, Reese Witherspoon, Cameron Diaz), mają też zimne oblicze, które odsłonił Alfred Hitchcock. Szatynki i brunetki nie mają aż tak wyrazistego wizerunku, są bardziej wszechstronne – wystarczy zestawić Jane Russell, Audrey Hepburn, Avę Gardner i Vivien Leigh – trudno o podobieństwa. Jednak znamienne jest to, że aktorki grające w filmach akcji – Sigourney Weaver, Angelina Jolie, Megan Fox, Anne Hathaway, Rooney Mara (Lisbeth Salander z „Dziewczyny z tatuażem” Finchera) czy ostatnia dziewczyna Bonda, Bérénice Marlohe – mają ciemne włosy.
Korzenie na głowie
Stosunkowo niewielka część wystawy w Paryżu dotyczy zwyczajów i symboli pochodzących spoza kultury zachodniej. Jej fragment poświęcono włosom Afrykanek: grubym, skręconym w drobne loki, choć są to najczęściej modyfikowane włosy na świecie. Czarnoskóre obywatelki Stanów Zjednoczonych wydają rocznie miliardy dolarów na fryzjerów oraz preparaty prostujące włosy, bo dla nich fryzura to manifest: naturalna jest oznaką dumy z kulturowego dziedzictwa, wypracowana – próbą odcięcia się od niego.
„Nie jestem narcyzem ani snobką. Jestem czarna, więc przyszłam na świat z obsesją na punkcie włosów. Należę do klubu, którego obowiązki, przywileje, prawa i statut są zmieniane średnio co dziesięć lat” – pisze Jenee Desmond-Harris w magazynie „Time”. Punkt wyjścia jej artykułu? Wyprostowane włosy Michelle Obamy, które zdaniem autorki wysyłają w świat szkodliwy komunikat, że tylko taką fryzurę powinna nosić czarna kobieta, jeśli chce być traktowana poważnie. „Założenie, że czarne włosy w stanie naturalnym są zagrażające i wywrotowe, to nic nowego” – przekonuje pisarka i cytuje koleżanki, które prostowały włosy codziennie przed wyjściem do pracy, póki nie czuły się w niej swobodnie i bezpiecznie i mogły się „ujawnić”.
Włosy obejrzał pod każdym kątem Chris Rock, narrator i producent filmu „Good Hair”, czyli „Dobre włosy”. Opowiada w nim, jak czarne kobiety od dziecka używają toksycznych substancji, aby ich fryzury były gładkie i lśniące. Włosy stają się obsesją i reliktem, którego nie wolno nikomu dotykać, nawet narzeczonemu na randce. „Nie po to zainwestowałam tyle czasu i pieniędzy, aby chłopak teraz się bawił moimi włosami” – deklaruje jedna z bohaterek filmu.
Ostatnimi eksponatami „Cheveux chéris” są przedmioty wykonane z włosów – rytualne maski i ozdoby z różnych zakątków świata: od obu Ameryk, przez Afrykę, aż po Chiny. Są wisiory z kędziorów i płaszcze z pomieszanej sierści jaka i sprasowanych ludzkich włosów. Ujawnia się w nich mistyczne znaczenie czupryny, które jest wyśmienitą puentą wystawy: „Włosy nie rozkładają się, zachowują ludzką energię, więc są pomostem między światem żywych i umarłych” – uważa Le Fur.
Chłopczyca (bob, paź)
Fryzura wylansowana przez polskiego fryzjera Antoniego Cierplikowskiego, który pod pseudonimem Antoine de Paris strzygł gwiazdy na początku XX w. i w latach 20. we Francji. Pierwszą na chłopczycę ostrzygł 40-letnią aktorkę Eve Lavalliere, aby mogła zagrać nastolatkę. Z czasem krótkie włosy – obok sukien bez gorsetów – stały się symbolem niezależności kobiet.
Kaczy kuper
Włosy zaczesane do tyłu, ułożone koniecznie na żel lub pomadę w charakterystyczny kształt – fryzurę tę nosili greasers, czyli subkultura z lat 50. Jej posiadacze należeli głównie do klasy pracującej, jeździli szybkimi samochodami, słuchali rockabilly. Błyszczące włosy, jak i styl życia, były elementem szpanu.
Pixie
Krótkie cięcie pixie wymyślił w latach 60. jeden z najbardziej wpływowych fryzjerów XX w. – Vidal Sasoon. Najbardziej znane były pixie u Mii Farrow i Audrey Hepburn. Ucieleśniały nowoczesność i swobodę – dziewczyny dosłownie chciały się odciąć od tradycji układania skomplikowanych i czasochłonnych fryzur.
Afro
W przypadku tej fryzury trudno mówić o jej wynalazcy, istotniejszy jest zresztą kontekst, w jakim była układana. Od lat 60. afro to symbol dumy z afrykańskiego dziedzictwa (symbolem jego odrzucenia było prostowanie i wygładzanie włosów) oraz manifest wolności, równości, niezależnie od koloru skóry i pochodzenia.