Karnawał to czas wielkich balów i małych domowych przyjęć. Te drugie stają się coraz bardziej popularne, a są też mniej kosztowne i łatwiejsze do zorganizowania. Najpierw trzeba podjąć ważną decyzję: czy przyjęcie będzie zasiadane, czy też ŕ la fourchette. Ten francuski zwrot, pochodzący od słowa widelec, oznacza, że możemy liczyć na zimne przekąski – wędliny, ryby i galarety – rozstawione na półmiskach na stole, po które każdy sięga sam. Również trunki są na podorędziu, by goście mogli łatwo uzupełniać braki w kieliszkach. Ten sposób podejmowania gości nosi też nazwę szwedzkiego stołu. Z tą nazwą zaś wiąże się zabawna historyczna anegdota. Podczas potopu, czyli wojny polsko-szwedzkiej, wojska Karola X Gustawa w 1656 r. oblegały Zamość. Po pewnym czasie Szwed zdał sobie sprawę, że twierdzy nie zdobędzie. Postanowił więc sięgnąć po sprawdzoną wielokrotnie metodę – przekupstwo. Zaoferował Janowi Zamoyskiemu namiestnictwo, czyli wielką władzę nad krajem. O szczegółach – zaproponował król – porozmawiają w dyskrecji podczas śniadania wydanego wewnątrz twierdzy. Zamoyski, noszący przydomek Sobiepan, wietrząc podstęp, nie miał ochoty wpuszczać Szwedów do swej siedziby. Odmówić zaś królowi było niepolitycznie. Rozstawiono więc stoły na zewnątrz, pod murami, nakryto je wspaniałymi obrusami, rozstawiono drogie półmiski z wykwintnym jedzeniem oraz dzbany i flasze z winem. I to był właśnie pierwszy szwedzki stół.
Szwedzi pomysł zaakceptowali i twórczo rozwinęli. Stoły, z których goście korzystają według własnego gustu zarówno co do wyboru menu, jak i ilości pochłanianego jadła, można dziś spotkać pod każdą szerokością geograficzną. I tylko mało kto wie, że pomysłodawcą tej formy ucztowania był polski arystokrata.
Przyjęcia na stojąco rozpowszechniły się zwłaszcza w świecie dyplomatycznym.