Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Stało się ze starą

Stało się ze starą. Tragiczny finał pewnego konfliktu rodzinnego

Biegli sądowi stwierdzili, że Janusz jest poczytalny. Sąd Okręgowy w Lublinie wydał wyrok: 25 lat. Biegli sądowi stwierdzili, że Janusz jest poczytalny. Sąd Okręgowy w Lublinie wydał wyrok: 25 lat. Wawrzyniec Korona / PantherMedia
Kuratorka sądowa z Lublina pisze, że pracuje w tym fachu 30 lat, ale nigdy nie zetknęła się z takim przypadkiem jak ten rodziny S. Że można aż tak spreparować dziecięce mózgi. Na wrogość, obojętność, chłód.
Ojciec wysiadł z samochodu. Z bocznego schowka na drzwiach wyciągnął nóż. Dopadł Zoję po kilkunastu metrach. Uderzył cztery razy w klatkę piersiową.Łukasz Rayski/Polityka Ojciec wysiadł z samochodu. Z bocznego schowka na drzwiach wyciągnął nóż. Dopadł Zoję po kilkunastu metrach. Uderzył cztery razy w klatkę piersiową.

Janusz i jego syn Benek mieli jechać na robotę przy remoncie domu. Samochód czekał w pogotowiu na podwórku. To był samochód Janusza, ale zapisany na jego siostrę, bo inaczej zabrałby go komornik. Zwykle stał na posesji u siostry. Jak było trzeba, to go z Benkiem zabierali.

Dziś stał na podwórku domu, w którym mieszkał Janusz. Było w nim pełno narzędzi – cały zapakowany. W bocznej przegrodzie drzwi tkwił nóż. Też się przydawał.

Aż tu nagle telefon, że robota odwołana – tak bywa przy dorywczych pracach. Janusz się zdenerwował. Skoro tak, skoczą na pocztę po listy, przyszły awiza. Jeden list był od komornika, że Janusz zalega w płaceniu alimentów na dwoje dzieci, które wychowuje Zoja, była żona. Jak to: zalega? Płaci, ma kwitki. Nieregularnie, ale płaci.

Wrócili z Beniem do domu po te kwitki, a potem do ośrodka pomocy społecznej. A tam mówią, że nie tylko są zaległości, ale sąd na wniosek byłej jeszcze podwyższył alimenty, które Janusz ma płacić. Chyba na ulicę pójdę żebrać, mówi Janusz, bo się nie wyrobię.

Szmata

Po rozwodzie sąd przyznał opiekę nad trójką dzieci Zoi. Ale zostało z nią tylko dwoje młodszych – Benek i Ewa. Najstarszy, Rycho, powiedział, że chce mieszkać z ojcem. Matki nie kocha. I tyle. Benek i Ewa też nie chcieli z matką mieszkać, ale przywiozła ich do niej policja, są małoletni, więc muszą. I tak uciekają do ojca i siedzą u niego do późna, a jak mogą, to nocują. Nie mówią o matce mama, ale ona albo stara.

A ojciec o niej – szmata, kurwa i też stara. Kiedy matka przychodzi do szkoły pytać, jak się uczą, Ewa na nią krzyczy. Nauczyciele mówią, że jej nienawidzi. Benek też – czego ona tu przyłazi. Co innego, gdyby ojciec przyszedł. Ale on nie przychodzi. Był kiedyś raz na wezwanie.

Ona miała obowiązek, mówi Benio, ugotować i uprać. I koniec. Miała siedzieć w domu, a nie szlajać się byle gdzie. Nikt do nich, kiedy mieszkali jeszcze razem, nie przychodził w gości i tak miało być. Ale wydało się, że ona chodzi do koleżanki. Ojca o mało szlag nie trafił. Benek i Ewa ojcu powiedzieli, że ona z tą kurwą koleżanką robią w jej mieszkaniu balety. Więc ojciec kazał Beniowi wyszpiegować, co ona u koleżanki robi. Benek podkradł się pod jej okno nie raz, nie dwa i widzi, że matka siedzi z koleżanką przy stole i popijają sobie wino.

Ojcu zależało, żeby Benek sprawdził, bo może stara spotyka się u koleżanki z kochankiem. Jest ich dwóch, tych kochanków. Ojciec powiedział dzieciom, którzy to, i dzieci pokazywały ich sobie palcami: to oni pieprzą tę szmatę.

Komponenta lękowa

Są dowody. Jeszcze przed rozwodem Rychu z tatą patrzą, a na podwórku widać ślady cudzych opon. Wzięli centymetr i zaczęli ślady mierzyć. Nie zgadzały się z rysunkiem opon samochodu ojca. Więc przyjęła kochanka, jednego z dwóch albo może jeszcze jakiegoś innego.

Raz ona wyciąga majtki i kładzie na komodzie. Jasne jak drut – chce wyjść do kochanka. Zresztą, mówi Rychu, ojciec i tak sprawdzał jej majtki. Torebkę też.

Już po rozwodzie był z dziećmi na festynie gminnym. I nagle z krzaków wychodzi czterech facetów wprost na nich. Pewnie nasłani przez matkę, bo Ewa jednego od razu rozpoznała. Pochodzi z tej samej wsi co stara.

A Rychu powiedział, że jakiś typ chodził im pod oknami. I że go w mieście rozpozna. Rozpoznał, pokazał ojcu, który to. Ponadto, ojciec ma silne podejrzenia, że jeszcze przed rozwodem żona go podtruwała. Dzieci nie, ale jego tak.

Zresztą wcale nie wiadomo, czy to są jego dzieci. Choć Ewa chyba jest. Zresztą sama żona powiedziała raz w gniewie, że nie jego, a takiego to i takiego faceta.

Wniosła o alimenty na Ewę i Benia. Wtedy mąż zażądał badań na ojcostwo, bo co miał płacić na nie swoje, lecz wyszło, że jednak wszystkie jego. O rozwód wniósł sam, jak mu nakłamała o ojcostwie.

Ona by o rozwód nie podała. Ośrodek badający konflikty rodzinne w Lublinie wystawił opinię, że jest niedojrzała, infantylna, strachliwa, „z komponentą lękową”.

Nie to co Janusz – silny, stanowczy, przywali, ale tylko, jak kto zasłuży. Rodzony brat Zoi opowiedział, jak jeszcze przed rozwodem Janusz wszedł do domu i powiedział, że już wie, kim jest kochanek. I Zoję o piec, łeb jej rozciął i musiał wieźć do szpitala. Ale ona zaprzeczała, że skądże, to nie mąż, tylko się przewróciła i stąd rana. Potem się wychytrzyła i zaczęła wzywać policję. Powinna była przed policjantami złożyć zeznanie. On w płacz, błagał o wybaczenie. A ona, że już w porządku, to zwyczajne rodzinne nieporozumienie, pogodzą się. Zawsze mu wybaczała.

Więź

Rodzony brat Zoi mówi, że ona była silna i wytrzymała. Janusz do obcych był miły, uprzejmy, dbał, żeby go lubili. Tylko do niej nie. Ona wszystko dusiła w sobie. Kiedy byli jeszcze z mężem razem, uciekała do matki. Porzucała nas, mówią dzieci, taka z niej i matka.

Poza tym ona paliła, mówi Benek. I ukrywała to przed ojcem. Oszukiwała go, bo niby szła dla nich po zakupy. Ale nie chodziło jej o żywność, a o papierosy dla siebie. Za jakie pieniądze je kupowała? Za ojca. Jak ktoś pali, mówi Benek, niech sam na to zarobi. A ona poszła do pracy dopiero po rozwodzie. Na sprzątaczkę. Musiała płacić alimenty na najstarszego Rycha, który nie chciał z nią być, tylko z ojcem, to i poszła do pracy.

Ojciec jest wspaniały. Nigdy ich nie bije. Kupuje im, co chcą, jeśli jest przy forsie, bo załapał się na robotę. Słodycze na przykład. Wozi ich samochodem. Nie krzyczy na nich, że niby w szkole są agresywni, przychodzą bez odrobionych lekcji; że Benek bije młodsze dzieci, zabiera im pieniądze; że Rychu opowiada kolegom ordynarne rzeczy o matce; że Ewa jest niepewna i izolowana w klasie. Ma to gdzieś.

W badaniach Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego specjalistki napisały: ojca z dziećmi łączy chora więź. Jeśli spotyka je jakaś przykrość, niepowodzenie, wierzą, że winę za to ponosi matka. Wszystko złe przez nią.

Zawodowa kuratorka sądowa przyznaje, że pracuje w tym zawodzie 30 lat, ale czegoś takiego nie widziała: żeby dzieci nie miały cienia empatii dla matki. I żeby córka, dziesięciolatka, nazajutrz po śmierci matki poszła nad rzekę grać z koleżankami w piłkę.

W garści

Janusz z Zoją poznali się w fabryce przy składaniu telewizorów. Janusz był już wtedy po wojsku. Gdy przyszło powołanie, uczepił się munduru z ulgą, byle dalej od rodzinnego domu. Ojciec Janusza – rygorysta. Jak trzeba, wlepił. Siostra Janusza mówi, że ojciec był wredny. Zapisał dom na wsi i trochę tej ziemi, którą mieli, najmłodszej córce. Januszowi i innym dzieciom – nic. Po wojsku Janusz nie chciał jechać do domu. Ale ojciec przyjechał do jednostki i kazał mu wracać. Lubił mieć wszystkich w garści, pod kuratelą. I Janusz wrócił. Nie miał wykształcenia. Kiedy skończył podstawówkę, a szło mu nieźle, ojciec powiedział: w domu się nie przelewa, masz gromadę rodzeństwa, dość tej nauki.

Janusz nauczył się sam prac budowlanych. Robił przeważnie przy ociepleniach budynków. I jakiś czas w fabryce, gdzie poznał Zoję. Przyjeżdżał do domu jej rodziców na wsi przez dwa lata. Aż zaszła w ciążę. Rodzice prosili, żeby za niego nie wychodziła, sama wychowa dziecko, oni pomogą. Ale była zakochana, więc głucha i ślepa.

Nawet wtedy, gdy ją uderzył, ciężarną, i wybiegł jak wariat w pole, a ona za nim, gubiąc pierścionek zaręczynowy. I kiedy w dzień ślubu rozwalił taborety w domu jej rodziców i pociął kożuch. I rzucił ławę przez szybę do środka domu.

A jak miał postąpić, skoro od razu wiedział, że teściowa to kawał kurwy? Wyzywała Janusza od próżniaków.

Po trzech miesiącach mieszkania u teściów Janusz i jego żona wyprowadzili się. Nigdy nie mieli własnego dachu nad głową. Zawsze wynajęty – mieszkanie albo jakiś opuszczony stary dom. I tak od dnia ślubu przez prawie 19 wspólnych lat.

Poczytalni

Janusz był wściekły: chyba będę żebrać na te wyższe alimenty, które przyznano Zoi. Przecież ona pracuje przy sprzątaniu. Mówią, że sumiennie, więc forsę ma. Ale chce go wyżyłować. Pojechali z Beniem do adwokata po poradę. Za późno na odwołanie, stwierdził adwokat, trzeba płacić.

Skoczyli na targ po części do motoroweru, który się zepsuł. Ojcu jakby wszystko wypadało z rąk. A normalnie co to była dla niego naprawa motoroweru – tyle, co nic. Benek chciał jechać nad ­jezioro. Dobrze. Ojciec go podrzuci. Trzeba jeszcze zatankować samochód.

Zobacz, idzie ta szmata, powiedział ojciec. Matka szła chodnikiem, pewnie wracała z pracy. Janusz wjechał na chodnik i uderzył Zoję bokiem samochodu. Stłukł się reflektor. Matka podniosła się i zaczęła uciekać.

Ojciec wysiadł z samochodu. Z bocznego schowka na drzwiach wyciągnął nóż. Dopadł Zoję po kilkunastu metrach. Uderzył cztery razy w klatkę piersiową. Przeciął aortę. Potem uderzył w brzuch. Wypłynęły jelita. Zoja leżała na betonie. Szczupła, nieduża, jasne, krótkie włosy, niebieskie spodnie, coraz więcej krwi.

Ojciec wrócił do samochodu. Benek siedział obok kierowcy jak przedtem. Właśnie przejeżdżała karetka pogotowia. Lekarz stwierdził zgon.

Ojciec z Benkiem odprowadzili samochód na podwórko tam, gdzie zawsze stał. Poszli w stronę lasu. Ojciec zadzwonił do swojej siostry, choć był z nią skłócony i od dawna nie rozmawiał. Patrz, ta kurwa zginęła, powiedział i się rozłączył.

Kazał Benkowi iść po rower na posesję domu, który wynajmowała matka. Tam jest pełno policji, starej coś się stało, powiedział po powrocie Benek. Zadzwonili do Rycha, który uczył się na kursie dekarskim. Co słychać – spytał Rycho. Nic, matka nie żyje, powiedział Benek. Przyjedź do domu ojca, to pogadamy. Ale najpierw wyrzuć kartę telefoniczną i kup nową. Ja też tak zrobiłem.

Ojciec i Benek musieli w lesie przenocować, bo zabłądzili. Nanosili gałęzi. Benek spał jak zabity, bo był zmęczony. Rankiem ojciec wysłał Benka do sklepu po jedzenie i picie. Kiedy Benek wrócił z zakupami, poszli drogą do jednej z sióstr ojca. Zauważyła ich policja w radiowozie. Próbowali uciekać, każdy w inną stronę. Policja ich połapała.

Biegli sądowi stwierdzili, że Janusz jest poczytalny. Sąd Okręgowy w Lublinie wydał wyrok: 25 lat. Nikt z rodziny nie chciał wziąć Ewy i Benka do siebie. Poszli do domu dziecka.

Polityka 02.2013 (2890) z dnia 08.01.2013; Kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Stało się ze starą"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Kultura

Paweł Huelle, pisarz tajemnicy. Kim był słynny Weiser Dawidek?

27 listopada zmarł w wieku 66 lat pisarz Paweł Huelle: gdańszczanin, laureat Paszportu POLITYKI, autor m.in. „Weisera Dawidka”, jednej z najważniejszych powieści XX w., która rozpoczęła nową epokę.

Justyna Sobolewska
05.12.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną