Wiesław Rozbicki, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie, odbiera zatrwożone telefony: co z TYM robić? Ale wesz nie leży już w kompetencjach sanepidu. Ustawą z 2008 r. wszawica została skreślona z listy chorób zakaźnych i przesunięta na listę pasożytniczą. Nowa regulacja wynika ze zmian, jakie zaszły w samej wszy. Bo wesz XXI w., w przeciwieństwie do wszy powojennej, nie przenosi już chorób typu dur wysypkowy, tyfus, gorączka okopowa.
Zgodnie z dyrektywą dyrektorzy szkół nie mają już obowiązku zgłaszania faktu wszawicy do oddziałów sanepidu, a ten nie ma uprawnień „nakazujących podejrzanemu o wszawicę wstrzymania się od uczęszczania do szkoły w trybie określonym ustawą”. Ciężar zwalczania wszy nowoczesnej „został przesunięty z działań o charakterze przeciwepidemicznym na działania leżące w zakresie instytucji opiekuńczo-wychowawczych i pomocy społecznej”.
Można powiedzieć, że wesz ma się dobrze. Nawet lepiej. Utraciła dawną tożsamość, kojarzoną z patologią, i obecnie żywi się na gospodarzach o wyższym statusie socjoekonomicznym.
Wesz a stereotyp
Anita, osoba bardzo publiczna, posłała syna do bardzo renomowanej szkoły w warszawskiej dzielnicy Jazdów, leżącej w bardzo prestiżowym trójkącie między ambasadą niemiecką, francuską a Sejmem. Pod szkołą parkują samochody z dziećmi z wyższych sfer, aktorskie, dziennikarskie, prominenckie itp.
Anita odbiera telefon: – Tu pielęgniarka. Czy pani W., mama Artusia? Proszę przyjść po syna. Znalazłam u syna wesz. Znająca wesz z literatury, głównie obozowej, weszła do szkoły dyskretnie, żeby nie zwracać na siebie uwagi.