Kamil Stoch prowadził już po pierwszej serii konkursu na dużej skoczni w Soczi, skacząc 139 metrów. Liderem pozostał, choć w drugiej serii skoczył nieco bliżej – 132,5 m, metr krócej od Noriakiego Kasaiego. Wygrał niewielką różnicą punktów. To już drugi złoty medal dla Stocha w tych igrzyskach i – w sumie – czwarty dla Polski. Stoch przeszedł do historii jako pierwszy Polak, który podczas jednych igrzysk olimpijskich wywalczył wszystko, co się dało, w konkursach indywidualnych. Wielki sukces polskiej reprezentacji.
***
Trener Łukasz Kruczek podjął się trudnego zadania: udowodnić, że skoki narciarskie w Polsce nie skończyły się na Adamie Małyszu.
W listopadzie, po słabym początku pucharowego sezonu, trener Łukasz Kruczek zwołał naradę drużyny. Powiedział: jeśli moja dymisja ma pomóc, jestem gotów odejść. Ale dyskusji nie było – zawodnicy stanęli za nim murem. Znaleźli się jednak malkontenci, którzy przekonywali: trudno, żeby były słaby zawodnik był autorytetem dla młodych. – Dobrymi trenerami w skokach niemal bez wyjątku są przeciętni zawodnicy. Mają coś do udowodnienia – uważa Rafał Kot, były fizjoterapeuta kadry i współpracownik Kruczka.
Podskakujący student
Łukasz Kruczek (dziś ma 38 lat) skoczkiem został z konieczności. Zaczynał, podobnie zresztą jak młodszy od niego o dwa lata Adam Małysz, od kombinacji norweskiej i nawet nieźle się zapowiadał. Ale wtedy, w połowie lat 90., Polski Związek Narciarski nie miał pieniędzy. Trenerzy wyjeżdżali do pracy na Zachód. Kadry narodowe klecono w pośpiechu przed mistrzowskimi imprezami. W końcu trzeba było zdecydować: albo kombinacja, albo skoki.