Tacierzyństwo to nie rurki z kremem. Z jednej strony wciąż obowiązują odwieczne prawa patriarchalnej natury: trzeba upolować dużego zwierza, nie dać się zabić, przynieść łup do domu. Z drugiej trzeba sprostać wyzwaniom nowych czasów – z uśmiechem na ustach udowodnić matce swoich dzieci et orbi, że przewijanie pieluch, wieczorna kąpiel i nocne wstawanie to kaszka z mlekiem. O, właśnie, trzeba też umieć przyrządzić maleństwu posiłek, podać, zmusić do spożycia, a pobojowisko posprzątać.
A kiedy już niewdzięczne pacholę podrośnie, to łącząc kompleks Edypa z Photoshopem, zacznie pomniejszać nas na pokazywanych w Internecie rodzinnych zdjęciach. Zabawa w „Małego Tatę” rozpoczęła się ledwie kilka tygodni temu w USA, ale okazała się tak absurdalna, że musiała się przyjąć. Przykłady? Mogą sobie państwo obejrzeć, ale szkoda, że nie widzi tego Zygmunt Freud.