Agnieszka Krzemińska: – Czy jest coś wspólnego, co łączy współczesne matki?
Elżbieta Korolczuk: – Ja bym powiedziała, że dziś macierzyństwo jest wręcz terenem walki politycznej i kulturowej. W Polsce mamy wizję matki Polki, opartą na zasadzie poświęcenia kobiety i wartościach narodowych, ale też ponowoczesny model intensywnego macierzyństwa – intensive mothering, czyli rodzicielstwo traktowane jako zadanie do wykonania, wymagające nakładów finansowych, czasu, kompetencji i wiedzy. Ten model, opisany przez Sharon Hays w kontekście amerykańskim, jest osiągalny tylko dla klas wyższych, ale narzucany jako wzorzec aspiracyjny całemu społeczeństwu. To rodzi frustrację, a zwykłe matki, patrząc na celebrytki chwalące się drogimi gadżetami kupowanymi dla swoich dzieci, mają poczucie winy, że nie są w stanie dać własnemu dziecku „tego, co najlepsze”.
Matki celebrytki zwykle mają ciała niematek. Żadnych rozstępów, zwiotczeń skóry, cellulitów.
Bo kolejny wzorzec związany ze współczesnym macierzyństwem dotyczy właśnie sfery ciała. W mediach pojawiły się obrazy kobiet w ciąży czy młodych matek, podkreślające ich seksualność. Potencjalnie wyzwalające, stały się niestety źródłem presji. Media forsują wzór idealnego ciała, więc młoda matka nie może wyglądać jak matka, nie może się „zapuścić”. Ten nurt wpisuje się w ogólnoświatowy kult młodości i wiarę, że współczesna medycyna daje nam władzę nad ciałem i pozwala je kształtować. Ale i to nie koniec, bo następnym, bardzo popularnym, modelem rodzicielstwa jest macierzyństwo bliskości, które znowu kładzie nacisk na bliską relację emocjonalną i cielesną matki i dziecka.