Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Żebrolajki

Nowa mowa

Facebookowy naciągacz żebrolajków Facebookowy naciągacz żebrolajków Michael Kloth / Corbis

Są bardziej podstępne niż spam z Nigerii i bardziej natrętne niż kampania promocyjna „The Voice of Poland”. Żebrolajki próbują na nas wymusić emocjonalny odruch klikania, natychmiastową reakcję, zgodę. Typowy przykład to krążące po sieci zdjęcie szczeniaka z podpisem „dislike = ugly” (czyli, jeśli nie polubiłeś, to uważasz, że jest szkaradny). Lub też – o czym już wspominaliśmy – zdjęcie dzieci trzymających w rękach planszę z ogłoszeniem, że potrzebują zebrać milion lajków na Face­booku. W Polsce hasło „żebrolajk” – zbudowane z nawiązaniem do starej polskiej tradycji komponowania rzeczowników, jak przy „babochłopie” i „biedaszybie” – zrobiło karierę w ubiegłym roku dzięki zdjęciu starszej pary kochających się małżonków, z rzekomo 86-letnim stażem, najprawdopodobniej jednak wyjętym z jakiegoś reklamowego archiwum zdjęć i podrzuconym przez kogoś, by sprawdzić, ile dusz uda się na nie zebrać. I ile lajków wyżebrać.

O tym, że takie naciąganie ludzi na lajki w serwisach społecznościowych uznaje się za żebractwo, decyduje mechanizm, który opisuje w najnowszym wydaniu magazyn „Wired”. Otóż „dusze” w sieci można kupić, i to zaskakująco tanio. 500 lajków za sumę 30 dol., 20 tys. lajków za 699 dol. Jedyne 10 dol. kosztuje tysiąc nowych śledzących nas osób-słupów na Twitterze. 30 tys. obejrzeń na YouTube z komentarzami typu „to wideo jest świetne!” w pakiecie można kupić za jedyne 150 dol. Na przykład po to, by sprawić, że fenomenem popularności zainteresują się kolejne tysiące i zdobędziemy prawdziwy rząd dusz.

Polityka 14.2013 (2902) z dnia 02.04.2013; Fusy plusy i minusy; s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "Żebrolajki"
Reklama