Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Historia widelcem pisana

Prof. Garlickiego wspomina Piotr Adamczewski

Prof. Andrzej Garlicki (1935-2013) Prof. Andrzej Garlicki (1935-2013) Polityka
Nie wierzę, że On już nie żyje. Nie znam bowiem nikogo innego, kto tak zachłannie by korzystał z życia. Pełnymi garściami i w każdej dziedzinie. Na szczęście został po nim obszerny dorobek: dzieła historyczne, publikacje dziennikarskie i szkice kulinarne. Tak o dorobku prof. Dr hab. Andrzeja Garlickiego pisałem w księdze jubileuszowej wydanej przez Jego przyjaciół przed ośmioma laty.

Profesora doktora habilitowanego, autora licznych podręczników i dzieł historycznych Andrzeja Garlickiego poznałem gdy jeszcze większość tych tomów była w kałamarzu, tytułowano go zaledwie docentem, a oprócz zatrudnienia na Uniwersytecie, pełnił funkcję kierownika działu historii w nieistniejącym już od ćwierć wieku tygodniku „Kultura”.

Był to w zamierzchłej przeszłości, czyli kilkadziesiąt kilogramów temu.

Młody podówczas uczony wrócił z kolejnego dłuższego pobytu w Stanach Zjednoczonych i odrabiał w przyspieszonym tempie wszystko to, co stracił skąpiąc dolarów na jadło. Sylwetkę miał niemal sportową.

Imponował i ruchliwością umysłu, i zręcznością poruszania się po warszawskich salonach, i - wreszcie - umiejętnością wynajdywania na dość ubogiej wówczas gastronomicznej mapie stolicy miejsc, które umożliwiały zgrabne połączenie jego obu pasji: intelektualnej dysputy w doborowym gronie oraz zaspokajania silnie rozbudzonego apetytu na dobre jadło. Zwłaszcza ta druga pasja bardzo nas zbliżyła.

Gdy okazało się, że właściwie żaden z lokali nie jest w stanie nas w pełni zadowolić, bo to albo jadło było zbyt kiepskie, albo dyskusję uniemożliwiało zaciekawione poruszanymi przez nas tematami towarzystwo mocno nadstawiające uszu, docent Jędruś wpadł na prosty pomysł: kolegia tygodnika „Kultura” przenieśliśmy na grunt prywatny. Odtąd raz na kilka tygodni zespół spotykał się w mieszkaniach dziennikarzy, by najpierw dyskutować na wymyślone wcześniej tematy (podczas dyskusji nie było wolno wypić więcej niż jeden kieliszek wódki, a o zakąsce nie było nawet mowy), a po 120 minutach wkraczały tzw. osoby towarzyszące czyli mężowie, żony, kochanki lub kochankowie i rozpoczynała się część towarzyska.

Reklama